05.05.2006 :: 15:31
Wzruszyłam się dziś i to na poważnie. Nie kilka drobnych, uronionych ukradkiem łez, a po prostu 3 litry wody na raz. Dało mi to do myślenia. Mogłabym teraz zacząć pisać o swoim dniu. O całym tygodniu, który tylko śmignął mi przed oczyma. Spoglądam bez większego zainteresowania na archiwum. I co widzę? Widzę kolejny miesiąc dopisany do listy. Tak. Mamy już maj. Wiosna wpełni, prawdę powiedziawszy - mam wrażenie, że idzie to trochę za szybko. Albo ja po prostu jestem przewrażliwiona na punkcie upływu czasu. Jakby nie było - moje gwałtowne przejście w nagły stan całkowitej normalności, spełzło na niczym. Znów wpadłam w obsesyjną manię i jak zwykle nic sobie z tego nie robię. Taki już ze mnie człowiek - nic tylko się załamać! Ale ja się nie poddam. Być może dlatego, że nie lubię zawracać sobie głowy zbędnymi bzdurami. Na drobnych problemach świat się nie kończy i ja doskonale zdaję sobie z tego sprawę - uwierzcie. Panna M. też nie miała dziś najlepszego humoru. Zabawne... Ledwie dopełzłam do domu, a już snuje się po pokoju z głową w chmurach. Przejawiam pewne symptomy wiosennego rozmarzenia. I to jest tak samo dobre jak i złe. Panna M. chyba też ma z tym kłopot. No może nie tylko z tym. Dziwne, senne wizje jakich doświadczyłam minionej nocy naprawdę mnie przeraziły. Takie rozmowy, poniekąd o życiu i śmierci, o robieniu jajecznicy i graniu w pokera... są niebezpieczne. Racja? Hrabiego nie ma. Czuję się samotna. A jeśli zostałam całkiem sama...? Nie. Jest tu kilka ciekawych osób. Ludzi, którzy zrobią wszystko by się wyróżnić. Ludzi, których świetnie znam. Znam ich prawie na wylot. Ale nie ma na naszym ziemskim padole takiej postaci, która... rozgryzłaby mnie. Nastroje zmienne jak w kalejdoskopie, umysł pełen niewykorzystanych pomysłów i mrukliwe uwagi rzucane w stronę każdego kto się napatoczy. Taka jestem? Prawdopododobnie wcale nie napisałabym tej notki, gdyby nie pewien impuls. Zdaje sobie sprawę, że nie będzie mnie przez prawie cały tydzień i nie chcę pozostawiać was z gorzką świadomością, że zabrakło takiego indywiduum jak ja. Prawdę powiedziawszy zastanawia mnie to czy takie pisanie z obowiązku dobrze na mnie wpłynie. Na mnie i na jakość tego co czytacie. Wyczerpana, kompletnie... zdewastowana. Tak się czuję - teraz, tylko po dwóch dniach spędzonych w mojej placówce. Wykończą mnie. Zanim skończy się ten semestr i nastanie beztroski okres wakacji -oni doprowadzą mnie do stanu... bliskiego roślinie. Nie będę nadawać się do normalnego funkcjonowania. I to mnie przeraża. Pannie M. się polepszyło. A co ze mną? Czy mnie także to czeka? Wygląda na to, że nie obejdzie się bez butelki coli, torby popcornu i dobrego filmu. Z całą pewnością będą to *Piraci z Karaibów*. Bo ich mi teraz najbardziej brakuje. Kojarzą mi się ze słońcem. Z latem. Z morzem, którego nie lubię. I za to wszystko jednocześnie kocham produkcje Bruckheimera. Facet postarał się, wniósł w moje życie odrobinę tego czego nie mogli wnieść inni. I wydał na to około 30 milionów dolarów. Dzięki ci, Jerry. O. Tak ładnie zaczęłam. Zaczęłam dziękować. To piękny gest. Zawsze prawiono mi morały o tym, że np. przepraszanie jest jak najbardziej potrzebne, że jest kulturalne i dobrze świadczy o człowieku. A Hrabia twierdził zupełnie coś odwrotnego. I ot - jestem jaka jestem. Wewnętrznie cieszę się pełnią życia, chociaż jeszcze nie osiągnęłam wszystkiego na czym mi zależy, prawda? Tym razem kompletnie straciłam resztki racjonalnego myślenia. *Stupid dream* mnie oczarował. Całkowicie. Tak... nie zostało ze mnie nic. Porcupine Tree zawsze potrafi sprawić, że odlatuje. I to bez żadnych dopalaczy. To jest magia. Harry - spadaj. I to by było na tyle. Pozdrawiam - Kwiat Ps. Zaskoczona i zaintrygowana powyższym - umieszczam na blogu.