07.06.2006 :: 19:40
Umieram z miłości. Umieram tak dla kaprysu. Odczuwam straszliwą potrzebę napisania czegoś nowego, a ponieważ nie mogę się długo opierać swojej niewiarygodnej sile perswazji - konam i piszę. Zastanawiające czego właściwie szukałam dziś w Internecie. Jak zwykle natchenia, które przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie. Co za ironia, że napadło mnie właśnie teraz - kiedy wcale się go nie spodziewałam. Kilka kliknięć i znalazłam się na stronie, która być może odmieni moje życie. Chyba już je odmieniła. Chyba stałam się marionetką w rękach sił wyższych. Pranie mózgu i to za darmo. Potworna dekoncentracja i najprawdziwszy ślinotok pod wpływem zdjęcia proroka Starego Testamentu. Zapytacie - jakim cudem? A ja nie odpowiem. Mogę już spokojnie oznajmić, że kocham. Kocham szczerze, kocham bez opamiętania. Obiektów moich uczuć znajdzie się wiele. Mogę bez zmrużenia oka wymienić je wszystkie, tu i teraz. Ale z jakiej racji mam to robić? ... Kiedy mogę przymknąć powieki ... Marzyć ... Jestem wyczerpana. Wyczerpuje mnie myślenie o ukochanych osobach i ukochanych przedmiotach. Przyznajcie mi rację czy też nie - to bardzo męczące. Mogę już oddać całą potęgę swojego umysłu i nie dostać w zamian absolutnie niczego. Dlatego ryzykuje. Mam swoją ... Piosenkę do śpiewania, gdy jestem samotna ... A jestem bardzo samotna. Poniekąd takie właśnie życie wybrałam. Ale teraz boleśnie odczuwam całe swoje szaleństwo i rozmyślam nad sensem moich decyzji. Powiem *tak* krzycząc jednocześnie *nie*. Muzyka może mnie leczyć. Leczy cały czas. W tej właśnie chwili nie rozumiem niczego poza nią. Za bardzo wciągnęła mnie ta cała układanka bym szukała wyjścia z labiryntu, którego nie zbudowano. Ironiczna wariatka - ot co. Zadufana w sobie, pozbawiona umiejętności racjonalnego myślenia. Genialna. Istoto Wyższa, czemu zostawiasz mnie samą. Na pastwę losu? Dlaczego nie mogę myśleć pozytywnie. Jestem osaczona z każdej strony. Plączę się w gęstwienie jaką sama sobie tworzę. Bo chcę! Chcę! Chcę! Chcę! Niszczenie marzeń... nie mogę do tego dopuścić. Lipo, błagam cię - nie proś mnie bym przestawała. Nie mogę tego ścierpieć... ja muszę wyobrażać sobie to czego naprawdę pragnę... to jedyna droga do osiągnięcia pełni szczęścia. W przeciwnym razie pozostanę tu, na dnie mojego człowieczeństwa. Przez całe swoje pieprzone życie, nie będę nikim poza Boginią dla samej siebie. Jakie to tragiczne! Płaczę sobie - najspokojniej w świecie. Widzę koniec. Koniec tego wszystkiego... mający ładne rozwinięcie wątku. I ja chcę kochać. Być kochaną, przez moje marzenia przynajmniej. Czemu mnie zabijasz, Lipo? Ja bez tego zginę... Uwierzcie mi - ten jeden raz! Jeśli nie mogę pozostać... nie pozostanę. Bolą mnie wszystkie kości. Moja niedola nie ma mieć żadnego pięknego kresu... Po prostu spadnę w dół i już nigdy się nie podniosę. Chyba co raz bardziej odlatuje. Niedługo nie będzie już drogi powrotu. Zniknie gdzieś... gdziekolwiek. Ale na pewno nie dam rady jej odnaleźć. Wiem... życie jakie chcę osiągnąć - wpełni - daje mi zbyt wielkie pole do popisu... Moje nienaturalne ambicje, wyobrażanie sobie rzeczywistości jako czegoś nieskazitalnego... Nie ma takich ludzi! Zostałam bez pomocy... Muszę jechać do EMPIKU. Lipo, ja z tego wszystkiego żartuje. Ale proszę cię... całkiem na poważnie i to po raz kolejny ... nie możesz zabronić mi kochać. Moje marzenia nie są przeznaczone dla frajerów. Nie mogą być... Jeśli jest inaczej. Jeśli istenieje jeszcze inna opcja - zabijcie mnie - nie chcę jej znać! Nie mam zamiaru znów zawieść się na osobach, które są mi bliskie. Wolę egzystować na marginesie niż nie egzystować wcale - otoczona przez poniekąd indywidualnych. Co raz bardziej ciągnę swoje zwłoki w stronę czegoś wyższego, doskonalszego. Moje ciało już nie żyje, za to umysł pragnie pracy. Ja nie jestem przeznaczona do kopania rowów. Ja muszę istnieć, beze mnie ten świat znaczy zbyt mało... Matko. Ojcze. Pojawiłam się tu bez znaczenia. Sama stworzyłam symbolikę swojej osoby. I mam za zadanie utrzymać swój rozum we współczesnym świetle. Mimo, że tak bardzo chcę być ponadczasowa. Chcę przetrwać. Bez wątpienia jest to najbardziej zajmujący z moich celów... czemu nie mogę kochać w spokoju tych, którzy na to zasługują? Zawsze znajdzie się ktoś kto mnie skrytykuje. Nie obchodzi mnie co teraz pomyśliście. Prawdopodobnie nikt nawet tego nie przeczyta. Ten tekst jest już zbyt chory dla normalnych ludzi. Skoro moja miłość nie ma cielesnej postaci. Skoro w jej oczach nie ma życia, serce nie bije, a krew dawno przestała krążyć po organiźmie... zniszcie mnie bo moja obecność tu - nie ma żadnego sensu. Ostatnie takty i już mnie nie ma. Chciałabym tylko by ktokolwiek zrozumiał jak ja się teraz czuję, gdy została mi tylko Muzyka, która robi wodę z mojego normalnego mózgu i pozostawia ten anormalny do mojej dyspozycji? Nikt. Nie ważne zresztą... Skromne pojęcie mojej tradycji już dawno się wyczerpało. Teraz liczy się to, że moje myśli ukierunkowały się w stronę osób oddychających tlenem i patrzących wokół siebie nietrzeźwym wzrokiem... Artysta kocha drugiego artystę i tak będzie zawsze. Oby tak było. Przerażające jak bardzo odbiegam od swojego dawnego sposobu pojmowania. Przeraża mnie ta notka. Przeraża mnie zarówno jej treść jak i ... wymowa. To to samo... wiem ... ale ja się gubię we wszystkich jej właściwościach. Uszanowanie - Kwiat Ps. Cała Muzyka w Jego Cholernych Oczach.