15.06.2006 :: 01:38
Kilometry mam już za sobą, kilometry przed. Patrząc na to okiem rasowej optymistki - damy radę. Patrząc na to moim okiem -...Ten blog czytają nieletni? Sztandarowa zasada - nigdy nie mów nigdy. A ja powiedziałam i to nie raz. Za każdym razem, gdy dopadały mnie wątpliwości, ewidentnie wychodziłam na kretynkę, zapierając się rękami i nogami, że *to nie ja byłam Ewąąąą!*. Ale niestety, szaleństwo nie popłaca. Bieg mojego życia, dość statyczny ostatnimi czasy, doprowadził mnie do kolejnego zakrętu. Jeśli w tym momencie obiorę drogę, która kosztowałaby mnie więcej zdrowia niż powinna... będę musiała mocno się starać by przetrwać. Ja jednak walczyłam od zawsze. Na zawsze. Matkobójców też było przecież wielu, żaden długo nie wytrwał. Mordowanie - jakkolwiek by go nie pojąć - złe jest i to wie każdy. Nawet sam zainteresowany. Bardzo zawiodłam się na rzeczywistości - miałam nadzieje na więcej okazji do zaznania odrobiny szczęścia, na jakieś korzystne dla mnie zbiegi okoliczności... Tymczasem mogę jedynie ciężko wzdychać. W gruncie rzeczy kocham świat. Od pewnego czasu zapisuje całe strony nazwiskiem Johna Frusciante i - o dziwo! - to nie z uwagi na ten kaprys uważam się za wariatkę! Maleńki kawałek siebie oddaje każdej sekundzie *Can*t Stop* i po raz setny uświadamiam sobie jak bardzo chciałabym... wielu rzeczy. Zaczynam bardziej ogólnie, bójcie się - ja zakończę wreszcie ten chory wątek. Może jeszcze nie teraz, może za parę miesięcy. Blog będzie trwał i trwał... pytanie - ile czasu? Na pewno jeszcze długo. Mając przed oczami sceny z *Battle Royale* i słuchając *Around the world* popijam sok pomarańczowy. O, właśnie jakaś dziewczynie odstrzelili głowę. Intryguje mnie cała ta otoczka, Kitano dostał drgawek prawej (lewej?) powieki. Nie wiem, która to strona, on jest jak gdyby zmutowany. Shuya Nagahara dzielnie walczy o ratunek dla ukochanej Noriko. Romantyczna hiostoria na tle krwawej jatki. Tego mi było trzeba. Najciekawsza scena z filmu - 6 nastolatek morduje się w kuchni podczas konsumpcji zupy. Super. Teraz pewnie postukacie się w głowe i spytacie, co ja za filmy oglądam? Uśmiechnę się i wzruszę ramionami. *Sajgonki* - odpowiem z braku laku... Aromatyczny zapach chipsów o smaku ostrego chili wyrywa mnie z transu. Za oknem mrok, na zegarku godzina 00.40. Jak to dobrze, że mam wybór. Tym razem mogę zaistnieć. Mogę udowodnić, że żyję. Piszę tą notkę, po ponad tygodniu egzystowania poprzedniej, którą na swój sposób próbowałam bronić. Zabawne jak bardzo utożsamiłam się z jej treścią. Nadal kocham. So fuckin* world!!! So fuckin* world!!! So fuckin* world!!! So fuckin* world!!! Tym pozytywnym akcentem pragnę przygotować was do właściwego tematu. Nic odkrywczego, ot kolejne przemyślenia. Tym razem nie o miłości, nie o złotych klatkach, nie o zielonych kredkach czy chłopakach z San Andreas... Tym razem o przedmiotach jak najbardziej żywych. O ludziach, których znam. Albo i o tych, których nie znam, ale chciałabym poznać. Wszystko sprowadza się do jednego - kocham Pannę M., Dogmę, Frycu Oliwię, Skorupa (artystyczna dusza jak mniemam), Hycla, twórcę pomysłu RWP, Hrabiego Valgo Deską, caluteńki skład RHCP (szczególne wyrazy uznania dla wiecznie pokrzywdzonego Chada S.), Justysię, Gołotkę, Adama, Gruchę - może i też (zaklinam cię - nie nawiedzaj mnie w snach!), Marczaka M., ogarniętych szałem fazy - Przemysława S., Mikołaja S. oraz Pawła P. ... i mnie samą także! Wszystkich szanuje, bo każdy zasługuje na szacunek. To taka prosta zasada, którą staram się kierować. Zero lekceważenia kogokolwiek. Może prócz Aleksandry W. - wybacz, taka prawda. Jestem sobie Polka mała. Lubię przeklinać, zajadać się chipsami/popcornem oraz słuchać Red Hot Chili Peppers. Mam gdzieś to, co o mnie myślicie (pieprzona poetka, pieprzona poetka, pieprzona poetka!). Uwielbiam być sama, zabarykadować się w swoim przybytku - potocznie zwanym pokojem - i rozmyślać o sprawach natury wyższej. Liche doświadczenie nauczyło mnie miłować lud tej Ziemi. Jeżdżę na rowerze. Często i namiętnie, zwłaszcza po zażyciu pewnej ilości alkoholu. W nocy z 10 na 11 chociażby. Kochani! Rodacy! To ja!!! Podsumowując ... napisałam jednak o miłości. O przedmiotach martwych byjnajmniej! Chętnie obejrzałabym coś po czym zebrałoby mi się na mdłości. *Kubusia Puchatka* albo, albo... *Pamiętnik Księżniczki*! Ooo... To jest chyba film, na który mam odpowiedni nastrój. Jakby na to nie patrzeć - ogarnęło mnie zdziwienie. Na wstępie było tak spokojnie... a teraz myślą przewodnią stało się *So fuckin* world!!!* autorstwa Pchełki (nie mylić z Pełką). I ostatnia eskapada po rondzie ze śpiewem na ustach i otuchą w sercu. Wczorajsza wycieczka w krzaki, poprzez zielony gaj. Moja egzystencja jest weselsza niż sądziłam! Dzikość, jaka mnie przepełnia powoli zostaje osłabiona. Nie ma sensu to, co w tej chwili dostrzegam. Edytor na talku. Słucham *By the Way*. Piosenka ta od dłuższego już czasu robi za doskonały budzik. Nim otworzę rankiem wczesnym oczy... nieprzytomnie muszę namacać moją wieże, jakimś cudem odnajduje przycisk opatrzony napisem *play*... iii... *Łał, łał, łał, łał...* ... Wstaje! Jakimś cudem podnoszę się, a raczej zwalam na dywan, a dalej... z okropnym bólem głowy, do pionu, na nogi. Nie jestem może zbyt mocna w optymistycznym podejściu, ale staram się i chyba idzie mi, co raz lepiej. Jak gorzej - trudno. Anthony mruczy coś z głośnika, ciężko mi określić jaki tytuł ma ten utwór, z wielkim żalem rozpoznaje łagodne, gitarowe dźwięki *Desecration Smile* i legendarne już *lalalala...* autorstwa Johna. Cieszy mnie ta piosenka. Jest lekka, ładnie zaaranżowana. Początek Marsa, gwarantowany odlot na czerwoną planetę. Olu Wisz - jak zwykle nienormalnie, co? Ale informuje, że taka przefiltrowana rzeczywistość jest 100 razy ciekawsza. Nie przecze - było ciężko. Teraz jest lżej. To ty powinnaś żałować, ale każdy zna swoje możliwości. Ja żyję luźno, bez napięcia... po prostu czasem nie potrafię zapanować nad swoją nieprzeciętną inteligencją i zdolnościami. Bazgrzę bez opamiętania w każdym zeszycie, jaki się napatoczy. Tak, czasem przydarzy się coś wesołego. Czasem powiem na głos, że wielbię coś/kogoś. Jeju... *Wet Sand*. Rozbraja mnie. Spór między facetem wierzącym w Boga a dziewczyną wyznającą teorię ewolucji. Nie do rozstrzygnięcia. Panie Kiedis, dziękuję za to objawienie. *Piękno jest czasem niedostrzegalne*. Moje słynne już zdanie. Odpowiedź na zaczepkę ze strony osobniczki prowadzącej konkurs plastyczny w mojej dawnej podstawówce. *Czemu? Czemu?* - spytała mnie - *Czemu tak bardzo odbiegasz od tematu? Wszyscy rysują kwiatki, motylki, piaszczyste plaże lub kolibry*. A ja narysowałam mrocznego faceta w czarnym garniturze z jakimiś ledwo dostrzegalnymi pierścienia wobec całej sylwetki. Siostra Pieprz (nauczała mnie kiedyś religii) określiła go mianem człowieka natchnionego, Proroka Starego Testamentu. Teraz wyjaśnienie: to był John Frusciante. Taka moja wizja. Ale rozśmieszono mnie ogromnie! Całą rękę mam we krwi. Nie miałam takiego zamiaru. Przez przypadek *zacięłam się* cyrklem. Ale szkarłatnie i nieprzyjemnie się zrobiło. Muszę szybko zareagować, bo na razie zostawiam czerwone ślady na klawiaturze... Dajcie mi pięć minut... Zabandażowałam dłoń, ale coś czuję, że łatwo nie będzie. Rodzicielka o świcie bladym stwierdzi, że próbowałam popełnić samobójstwo i zapłakana zrobi mi herbatę z dużą ilością cytryny. Przesłodzi ją, ale ja z grzeczności wypije. Hrabia uśmiechnie się pod nosem i nie będzie miał nawet zamiaru się odezwać. Ja ironicznie zaleje się łzami biorąc przykład z Aldony K. i włączę muzykę... Przespałam dziś całe popołudnie. Wróciłam ze szkoły, rzuciłam się na materac i odpłynęłam przy dźwiękach *Otherside*. Jak przez mgłę pamiętam *Californication* ... Ziewam ze zmęczenia. To i tak najdłuższa notka od jakiegoś czasu. Wykorzystałam swoje szczątkowe natchnienie i jestem... tak W SUMIE ... zadowolona. Pozdrawiam - Kwiat Ps. So fuckin* world!!! So fuckin* world!!! So fuckin* world!!! So fuckin* world!!! So fuckin* world!!! So fuckin* world!!! So fuckin* world!!! So fuckin* world!!! So fuckin* world!!! So fuckin* world!!! So fuckin* world!!! So fuckin* world!!! So fuckin* world!!! So fuckin* world!!! So fuckin* world!!! So fuckin* world!!! So fuckin* world!!! So fuckin* world!!! So fuckin* world!!! ... Pps. John wcale taki niewinny nie jest na tym zdjęciu... hehe. Ppps. Produkt nudnej, szkolnej rzeczywistości autorstwa mojego jak najbardziej... Pppps. To chyba już naprawdę koniec...