26.07.2006 :: 20:16
Już kiedyś to pisałam. Mam takie wrażenie, bo odpaleniu edytora i zmuszeniu palcy do wystukania choć jednego słowa na mojej wdzięcznej, niczym się nie wyróżniającej klawiaturze firmy *Logitech*. Mogłabym wam z dumą oznajmić, że pozostaje tym, kim od dawna już zamierzałam być i wychodzi mi to lepiej niż sądziłam. Patrząc przez okno widzę wyraźniejsze, bogatsze barwy a i ludzie jawią mi się mniej potwornymi istotami. Wszystko zaczyna być takie, jakie być powinno! Wspaniale! Na pierwszy ogień powędrowało olśniewające *To Record Only Water for Ten Days*. Delikatne wibracje wpadające w ucho przy okazji słuchania *Going Inside* wywołują uśmiech... Jestem zadowolona. Zadowolona z tego, że znów mogę pisać, bawić i relacjonować... Mam ręce pełne roboty, ale znajduje chwilkę na zaktualizowanie bloga bo całkiem sporym czasie nieobecności. Teraz już wracam ze świeżą dawką energii. Dawno nie zamieściłam naprawdę długiej notki... Teraz - uwaga! - mam o czym opowiadać, więc spodziewajcie się stosownej formy i treści. Zobaczymy tylko jaki to da ostateczny efekt... *Going Inside* You don*t throw your life away Going inside You get to know who*s watching you And who besides you resides In your body Where you*re slow Where you go doesn*t matter Cuz there will come a time When time goes out the window And you*ll learn to drive out of focus I*m you And if anything unfolds It*s supposed to Ooh You don*t throw your time away sitting still I*m in a chain of memories It*s my will And I had to consult some figures of the past And I know someone after me Will go right back I*m not telling a view I*ve got this night to unglue I moved this fight away By doing things there*s no reason to do Ooh (by JF) Zgon po zgonie, śmiech na sali, krew na palcach, a po czasie... Spłata długu. Dziwne znaki na niebie, spodnie moro, blask pochodni, mój śpiew. Macie jakieś wątpliwości, co do mojego stanu? A może trzeba jaśniej? Niandra we mgle, zmarznięte szpony, brutalne uderzenie, wymuszone odgłosy... Szary kamień na drodze, ty w ogniu, mrok poduszki, zło w garstce popiołu... Jasne niebo, ławka w parku, ośmioramienne przeznaczenie, wysublimowane przekleństwo... Czarne biurko, zielona ostra skała, moje sny, blade policzki, złość ukryta w dłoniach... Słoik miodu, wata cukrowa, dwa kaktusy, czysta popielniczka... Cios w twarz, złote obrączki, pająk na ścianie, osad pod prysznicem, wieczorny spacer... Martwy gołąb, śluz przy drzwiach, męczący katar, kocyk na huśtawce, rozmowy o sensie życia, teksty Johna, białe myśli... Stara szafa, blask Neptuna, światło jarzeniówki, nieograniczone wrzaski, beznadziejny chaos... Miasto bez bramy, samochód na moście, kolorowy motyl, wstrząsająca wizja, przerwany lot, wiatr we włosach... Masakra w kurniku, srebrne wstążki, pieniądze w portfelu, fascynujące oko, siła równości, prawo wyboru... Wolność na trawniku, niekontrolowane włamanie, pojęcie umysłu, piękne szkło... Podcięcie żył, jęk w przestworzach, ciemniejący horyzont, wysoka ściana, zapadnięta sofa... Udawane emocje, cudowny głos, jaskrawa opowieść, sławne cechy, grzech z niczego, uczucie do własnego ja, kara bez winy, drewniana skrzynka... Trwanie w nieświadomości, błogość dzieciństwa, ja sama, pytanie za pytaniem, okropne dźwięki, wspaniałe dźwięki, zrozumienie czasu, najprostsze tłumaczenie... Granatowa apaszka, niewidomy mężczyzna, opowieść o opowieści, kartka z notesu, zerwana struna, oczy Johna, niekorzystna umowa, duszenie krawatem, zjawa w zamku, urok głupoty, ponadczasowe wartości, uzależnienie od ćpania, ginące marzenia, monitor komputera, brud na kolanach, mowa powietrza, samotny pianista, głos jeden na tysiąc, niedostępny bilet powrotny, wrak człowieka, błądzący w ciemności... Sposób na chandrę, dokuczanie dzieciom, rzadkie przysmaki, miarowy oddech, źdźbło na łące, pustynny pył, droga mleczna, ostra papryka, klimaty country, wesoły lis, wyrwany parapet, blizna na dłoni, zachodzące słońce, umysł bez dna, pojęcie doskonałości, woda w kałuży, gra na flecie, nieistotna jedność, bardzo zły wilk, kratka wentylacyjna, sklep ze słodyczami... Bałagan w garażu, napis na podłodze, powolne mruczenie, jasna sprawa, rytmiczne melodie, psychodeliczna układanka... Powyższe to wrażenia po przesłuchaniu płyty *Niandra LaDes or Usually just a T-shirt* autorstwa Johna Frusciante. Było to jego pierwsze dzieło wydane w roku 1994, kiedy gitarzysta opuścił już dotychczasowy skład RHCP, z którym nagrał dwa krążki: *Mother*s Milk* oraz uznawane za najlepsze *Blood Sugar Sex Magik*. Polecam. Pozdrawiam serdecznie wytrwałych, którym udało się przeczytać moje wywody - Kwiat/Kaileena_Farah Ps. Oczywiście - nie obyło się bez zdjęcia: John, sesja z okresu *Blood Sugar...*. Wspaniałe fotki wtedy powstały...