08.08.2006 :: 11:41
Tak. Zastanowiłam się nad tym, jaka jestem naprawdę. Doszłam do kilku interesujących wniosków. Poza tym... Muzyka. Znów Muzyka! Hmm, wydaje mi się, że źle zaczęłam. Zaczęłam od środka, od końca może... a jeśli jednak to właściwy wstęp - nic nie stoi na przeszkodzie by go zmienić! Prawda? Bajki pisane, bajki opowiadane. Ludzkim życiem rządzi stek bzdur i cała masa priorytetów wyssanych z palca. Czemu niby mielibyśmy być DOBRZY? Kto wie - za to ktoś wtrąci nas do piekielnych czeluści, nie zaś pobłogosławi. Wybory to jedna z najtrudniejszych umiejętności. I wie to każdy inteligentny człowiek, choć często zapomina o sposobie zastosowania. Cofnijmy się o krok... Owe priorytety. Jakie są? Co jest absolutnie najważniejsze i niepowtarzalne? Dla hippisów na przykład? Miłość, pokój. Brak wojen - brak rozrywki. Czy wszyscy żołnierze traktują wojnę jak plac zabaw?! Nie. Jednak nie! Nigdy nie miałam okazji - i Uniwersum broń! - nie doświadczyłam żadnej z bitw opisanych w podręcznikach do historii. Przyznaje się do tego. Zgrzeszyłam oskarżając?.. Idiotyczne pobudki, które kierują istnieniem są dla mnie równie niedorzeczne, jak, jak... Choćby ziemniaki! Tak! Właśnie ziemniaki! Nie cierpię zasad, człowiek jest panem własnego Ja i nic ani nikt nie powinno/powinien ingerować w nasze czyny, w nasze decyzje... Skoro jesteśmy obdarzeni wolną wolą... czemu religia (co za tym idzie - Wszechmocny) potępia nasze na wskroś ZŁE czyny? Jeśli chciał idealnego świata - mógł nas wszystkich stworzyć jako perfekcyjnie ułożone puzzle, niemające skazy... Tyle, że jeśli On gdzieś tam jest… w eterze, że tak to ujmę... ma nas głęboko gdzieś. Nie podważam tu niczyjej wiary - nie mam takiego zamiaru! Bóg to musi być inteligentny facet z armią (czyt. religią) za plecami. Potrafi ich wykorzystać - swoje owieczki. Co także nie jest ZŁE. Samo założenie chrześcijaństwa na przykład jest godne pochwały - miłuj bliźniego swego i inne pierdoły... Niby nic - a cieszy. Teraz dodajmy do tego Kościół - jako instytucje. I niestety - nic DOBREGO z tego wyniknąć nie może... Nie sposób pojąć jak bardzo odbiegliśmy od podstaw naszej wiary. Ach. Wyrzuciłam to z siebie za jednym tchem. Mogłam dłużej. Mogłam namiętniej. Lecz nie starcza mi chęci i czasu - tym razem musicie mi wybaczyć tę niedyspozycje. Humor mam dziś całkiem ciekawy - ot - do tańca i do różańca, jak się to mówi/piszę... Jedyne, co mi dokucza, to zimno. Zostawiłam na noc otwarte okno i teraz w pokoju panuje chłód... aż dreszcze po plecach przechodzą. Chciałabym mieć tę potworną możliwość bycia wszędzie... bycia wszystkim. W każdej z możliwych cech i uosobień. Czy to jakieś kolejne, moje zboczenie? Nie tym razem. To coś poważniejszego. Brak mi perspektyw i brak mi założenia o dobrej samoocenie. Zawsze wyskakiwałam z jakimś nieskromnym komentarzem względem mojej osoby - teraz jest z tym trudniej. Poznałam gorzki smak porażki i wiem już, że nie tylko mi wszystko się udaje. Cieszę się, że dane mi było zobaczyć, jakie konsekwencje niesie za sobą zapędzanie się w marzenia. Wielu mówiło by przestać - póki jest jeszcze na to czas... Jednak ja, co raz bardziej wpadałam w pułapkę własnego człowieczeństwa. Jestem słaba, słabsza niż kiedykolwiek wcześniej... Czy to mnie skreśla? Odpowiedź wybierzcie sami. I co? Załamałam się? Poddałam? Ha! To by było przyznanie się do błędu! A ja błędów nie popełniam... To tylko moja życiowa strategia... zdarza się jej szwankować. Ostatnia stała rzecz, rozbrzmiewająca kolejnymi dźwiękami w mojej głowie to Muzyka. Amen. On, ten mój idealny mężczyzna. Ma jakieś 1, 76 wzrostu, zielone oczy i ciemno brązowe włosy opadające na twarz. Czy wymagam zbyt wiele? Tak. Do tego dochodzą TE usta. Właśnie takie, jakie roją się w mojej wyobraźni... Serce i dusza krwawi, nie mogąc zaznać tak idealnego piękna. Oczy chciałyby się, choć przez 10... Nie, Ewo... Nie bądź zuchwała!... przez 3 sekundy nacieszyć takim bogactwem! I ten nos. Dokładnie taki, jakim powinien być. Jestem kompletnie zatracona. Czym ja się różnie od rozwrzeszczanych nastolatek, ganiających za swymi idolami? Może poziomem, na którym przebywają moje... mające nikłą szanse na spełnienie... marzenia. Łza się w oku kręci. W tych cudownie zielonym spojrzeniu widzę jednak coś jeszcze... czysty geniusz i talent. To jest właśnie uosobienie mojej Muzyki. Kiedy tylko na Niego spojrzę - mogę zginąć... tu i teraz, nawet! Niepokoi mnie ten niezrównoważony stan. To niebezpieczne - tak silne uzależnienie. Obym sobie z tym poradziła. Inaczej... mogę nie przetrwać! ... I ponownie - wyrzuciłam z siebie ową gorycz. Brak mi słów. Zabieram się za układanie następnego, bezsensownego zdania. I tak nic tu nigdy nie będzie takie... jakim chciałabym by się stało. Przepełnia mnie smutna świadomość przegranej. ALE. Mówi się: TRUDNO! Co tak naprawdę straciłam?! Okazję do zaznania szczęścia?! Phi! Wierzę, że ktoś... Gdzieś tam na górze... na dole... a może po prostu we Wszechświecie (czyt. wszędzie)... mnie kocha i da mi jeszcze okazje by doświadczyć katharsis. Mam nadzieje, że potrzymacie za mnie kciuki. Nawet kiedyś... kiedy już nie będzie tego bloga i moich zapisków. Kto wie? Na pewno nie w najbliższej przyszłości. Dziękuję wam pięknie za komentarze (i te ostatnie i z góry za obecne) i pozdrawiam - najserdeczniej jak potrafię! - Kwiat Ps. Czy On mi kogoś nie przypomina?...