21.08.2006 :: 23:12
Uznałam, że chyba najlepiej będzie, jeśli pogodzę się ze swoją - niezbyt kolorową - przeszłością. To, co się stało, to się nie odstanie. Było minęło. I poszło... w las, zapewne. Miejmy nadzieje, że takie doświadczenia okażą się budujące, że te wszystkie bzdury o podświadomej walce, o problemie, jaki stwarza rzeczywistość... że to tylko poniekąd prawda. A przecież wszyscy powtarzają, że telewizja kłamie! Ot, co! Jednak staraniem się niczego nie wskóram. Właśnie teraz, właśnie dziś (!) przyswoiłam sobie te smutną nowiną... Moje drugie Ja odezwało się do mnie głosem, jakiego wcześniej nigdy nie słyszałam - stanowczym i... pełnym urazy. *Dosyć - powiedziało ze łzami w swoich przekrwionych ze zmęczenia oczach - Tak dalej być nie może! Użalanie się, nie przyjmowanie do wiadomości otaczającego cię zła... to przecież chore! To nie sprowadza się do niczego konkretnego - płacz był nieunikniony - Zastanawiam się ile jeszcze tak wytrzymasz - zawieszona między własnym człowieczeństwem a wyjątkową osobowością? Dasz radę?... Sama? Bez niczyjej pomocy?*. Pytania spadły na mnie niczym grad. Długo rozmyślałam nad odpowiedzą, chciałam zaskoczyć samą siebie jakimś nagłym zwrotem trybików mojego intelektu. Nie zardzewiał całkiem... *Nie - odrzekłam w końcu, wbijając wzrok w swoje sandały - Nie, nie, nie. Po prostu nie chcę czuć się tak bardzo... różna!*. Nie uniosłam głowy ani razu, stałam tak, pod własnym, rodzinnym drzewem, które rośnie w pobliżu domu i mówiłam do siebie, co raz to wymyślniej, co raz to fantazyjniej... *Ha! Czyli jednak! Poddajesz się! - moje drugie Ja było zdeterminowane, na siło chciało bym przyznała mu całkowitą rację... broniłam się skutecznie - Teraz pozostaje nam tylko czekać. Na akceptację i dozę tolerancji, tego właśnie potrzebujesz, moja droga*. Dopiero teraz mogłam ze spokojem odetchnąć. Nadal denerwowałam się przebiegiem tej dramatycznej pogawędki, ale mogłam z dumą oznajmić światu - życie nie jest bajką i JA o tym wiem! Charakterystyczne pomieszanie z poplątaniem, zainteresowało drugą stronę mojej podświadomości. Liryczne opowieści o życiu wiecznym także intrygowały. Teraz doskonale pojmuje całość istnienia żarówek i niezmiernie mnie to cieszy. Drugie Ja kontynuowało swoją litanię. A wszystko i tak - jak grochem o ścianę... *Marzysz bez żadnych podstaw. Zatracasz się, wariujesz... I po co to? Po co to wszystko, pytam? - pauza na efekt - Powiem ci po co: by zwrócić na siebie uwagę innych! By dać upust temu, co wy, śmiertelnicy, nazywacie wyobraźnią! Nie mylę się, nieprawdaż?*. Chwila przerwy, kilka razy ostentacyjnie wzruszyłam ramionami. *Nie, nie mylisz się - odezwałam się po dłuższym milczeniu - Co do niczego. Ale na moim miejscu... postąpiłabyś tak samo, kochana. Miałabyś gdzieś walkę herosów, światła i ciemności. Stanęłabyś po własnej stronie i nie przejmowała tym, co nie istotne... Tak właśnie postępuje Ja. A Ty jesteś częścią mnie... nie możesz uciec od moich uczuć, przykro mi, że nasze poglądy są tak sprzeczne.* A moja dusza śpiewała. Kiedy to rozwodziłam się na temat swoich emocji i uprzedzeń, Dusza rozpoczęła taniec wokół pnia i zanuciłam słowa: *Give me the freedom to destroy... Give me a radioactive toy*. Ponoć, gdy usłyszy się z dawna zapomnianą melodię i tekst - w człowieku budzi się instynkt. Nie inaczej było ze mną. Podchwyciłam i zaśpiewałyśmy razem. Od razu poczułam się szczęśliwsza. Kochana Dusza, zawsze jest przy mnie... Razem z Aniołami, których jest tak wiele, a tylko kilku udało mi się dosięgnąć. Złote klatki czekają na resztę... Drugie Ja wzdychało, wzdychało długo i namiętnie, po czym już zbierało się do odejścia, w ostatniej chwili jednak obróciło się na mglistej pięcie i skomentowało z niesmakiem: *Twoja ignorancja mnie przeraża, siostro. Chciałabym byś pewnego dnia obudziła się w swoim pokoju ze świadomością, że nie masz nikogo. Jesteś całkiem sama, pozbawiona opieki i ochrony...* Słysząc tę pogróżkę przycichłam, z mojego gardła nie wydobył się nawet najmniejszy, pojedynczy dźwięk. Wtedy też poczułam, że to nieprawda, że póki się nie zmienię - nie stracę tych, którzy obecnie uważają mnie za kogoś wartościowego. Dlatego prychnęłam ze złością i wróciłam do pląsania w towarzystwie Duszy. Być może popełniłam błąd, ignorując ostrzeżenia, być może niedługo już przyjdzie mi pożałować... Do tego czasu - będzie wesoło! Sprawy przyziemne, które wyklinam przy każdej możliwej okazji, stały się dla mnie chlebem powszednim bardziej niż - niemająca z chlebem nic wspólnego, pomijając fakt, że to pieczywo i to... (zamykam się, zamykam!) - bułka paryska. Złość w efekcie, której spadłam ze schodów i prawie, że zerwałam swój drogocenny łańcuszek, podtrzymujący ukochane logo RED HOT Chili PepperS... ogółem rzecz biorąc - śmierć, albo przynajmniej poważne obrażenia, tylko na mnie czyhają. Zaczynam się bać... i to nie na żarty. Aaa... wspomniane negatywne uczucia względem kilku osób utrzymują się nadal, choć są proporcjonalnie mniej *nabrzmiałe* niż przed kilkoma dniami/godzinami. Ale tak to już jest z ową nienawiścią... ulatnia się jak powietrze z przebitego balonika... Słuchając The Cult (Sonic Temple) przysięgam uroczyście dochować wierności rockowym tradycjom, kiedy to sama dorwę swoje wiosełko i zacznę zabawę z własną Muzyką. Oczywiście - największą inspiracją jak zwykle (i już na zawsze) pozostanie Frusciante, za co po prostu nie mogę go nie kochać. TAKIEGO człowieka nie sposób nie wielbić, nie wyznawać... Och, Uniwersum - daj mi, choć cień szansy na poznanie kogoś tak niesamowitego jak On! Przerzuciłam się na stały repertuar, ukochanych artystów, którymi ukulturalniam (od dziś) Lady Nire, serdeczną *prawie-że-połowicznie-bratnią-duszę*. Mam nadzieje, że moje starania będę wynagrodzone. Madziu - rysunki bardzo mi się podobały! A żeby nie rezygnować za szybko z obszernego tematu, jaki stwarza osoba Pięknej Megi, uznaje, że wcale nie zamierzam ograniczać swojego pola do popisu i trochę pomaltretuje jej charakter i upodobania. Moja droga przyjaciółka tylko czekała na okazje by zabłysnąć na łamach mojego skromnego bloga - jestem tego pewna! Hahaha. Ups, złamałam paznokieć... na szczęście nie groźnie! Aaach... Tak, tak. Megi. Interesująca osobowość, wieczna pesymistka - jak sama o sobie mówi. Lubi narzekać, lubi się nad sobą użalać (a kto w dzisiejszych czasach odmówi takiego konfortu?)... Jednak nigdy nie dostaniecie nawet namiastki takiej wspaniałości, jaką roztacza Panna M! Możecie marzyć, możecie śnić o spotkaniu takiej dwunożnej istoty na swej drodze! Do tego trzeba mieć talent! I sczęście... może to drugie... tak przede wszystkim. Magda nigdy nie nudzi się moim czczym gadaniem o solówkach Johna, nie nużą ją moje rozkminki o koncertowym graniu Red Hotów... ze spokojem oceni każdy mój kolejny odjazd (chyba zdążyła zauważyć, że ten na tle RHCP jest najpoważniejszy z dotychczasowych, hihihi)... Nigdy nie zdarzyło mi się poświęcić komukolwiek z zewnątrz takie ilości tekstów na blogu... Magduniu - ty na to wpełni zasłużyłaś! Kto by pomyślał! Po tylu latach... cierpień, niedoli, aż w końcu prostej drogi do celu jakim jest i była przyjaźń z tobą. Dziękuję ci, naprawdę. Z całego serca. Cóż... prawda, że zimnego jak lód na Alasce, ale nie przejmuj się tym. W szczerość moich przyjacielskich uczuć możesz, a nawet powinnaś wierzyć. I*m with you, forever. Łzawo to wszystko zabrzmiało, oj łzawo!... Przemyślałam wszystko i dochodzę do jawnie oczywistego wniosku - szalone rozważania na temat sensu istnienia już mi przeszły. Deppomania także. Straszliwe lęki przed horrorami, pozostawiłam w dziale z tabliczką *przeszłość/do zapomnienia*. Markotne jęki na widok pajacyków i porcelanowych lalek zostaną mi do końca świata i jeden dzień dłużej... Miłość do Muzyki jest wieczna. Miłość do RED HOT Chili PepperS to coś czego nie wyzbędę się już Nigdy. A Nigdy ma nie mieć kresu! Frusciante zajmie szczególne miejsce w moim sercu, na wieki wieków Amen. Jego oczy, jego głos, jego riffy... (i usta - usta mężczyzny są poezją, samą w sobie...)! Wreszcie najwspanialsza ze wszystkich boskich instytucji - Przyjaciele i Rodzina. Kocham was wszystkich. Nie potrafię tego okazać, ale moje uczucia wobec was są nieśmiertelne. Zapomnijmy o tym, co było, patrzmy śmiało przed siebie... Robię się sentymentalna. Love and peace, towarzysze broni. Pozdrawiam serdecznie! - Kwiat/ Kaileena_Farah/ Lady Psycho Sexy Ps. Dla odmiany - moje wyalienowane oblicze. Zdjęcie autorsta Lady Niry, o której sporo w powyższej notce... Rozmyślam o Johnie i żarówkach. Naprawdę. Ale tradycji stanie się za dość, spokojnie! W następnym odcinku mojego tasiemca-bloga, już only Johnny Frusciante...