13.11.2006 :: 19:47
W głośnikach *Around the world*, ale ja wcale nie czuję się lepiej niż zazwyczaj. Co nie znaczy, że jest źle. Nie, nie... Nie może być źle skoro wreszcie zaczynam żyć! Aa... tak w ogóle... witam po krótkiej przerwie, spowodowanej - ni mniej ni więcej - brakiem natchnienia do napisania czegokolwiek. Na wstępie, trochę zabawy czysto formalnej... Tak, by wprowadzić nieco zaskoczenia i niepokoju. O! Dziękuję za komentarze. Jestem zmuszona oddzielić poprzednią część notki od tej, którą czytacie obecnie. Może dla kaprysu, a może dlatego, że jest paskudna i nie może łączyć się z doskonałością jaką wystukuje w tej chwili. By zapanował odpowiedni nastrój, atmosfera zaogniła się setkami bezmyślnych pytań... odpalam *Comfortably Numb* i zapominam o wszystkim. Z głową na klawiaturze, ze łzami w oczach i z całym tym mętlikiem w umyśle. Tak, tak, tak. Obejrzałam *The Wall*. Poza tym, że nie mogę uwolnić się od słuchania tej płyty... Czuję obłęd i niemoc, bo piękno i przerażenie jest tu na wyciągnięcie ręki, a jedno walczy z drugim. Przez ściany, nasze ściany... Uniwersum, to najlepszy, najwspanialszy film jaki widziałam... Jeszcze nigdy, na żadnym obrazie tak nie płakałam, nie przeżywałam go z takim uniesieniem, nie utożsamiałam się do tego stopnia z bohaterem... Może ta surrealistyczna wizja jest wizją prawdziwą? I może ma miejsce w moim życiu? Kto wie ile pytań z *może* mogłabym zadać? A ile pojawia się ich podczas seansu?... Ech, te animacje mnie po prostu prześladują. Utkwiły, gdzieś tam głęboko w podświadomości i zdaje sobie sprawę, że nie zapomnę ich do końca życia. Tak samo jak nie zdołam pozbyć się wspomnienia o młotkach i maszynce do mięsa. Na łożu śmierci przypomnę sobie o szczurze, którego Pink kładł do pudełka... Znowu będę płakać. Pierwsza łza skapnęła na klawiaturę, nic na to nie poradzę. Nie dam rady, nie chcę się powstrzymywać. To jest zbyt... przytłaczające. Początkowo chciałam obejrzeć z kimś *The Wall*, teraz nie jestem pewna czy to nie jest zbyt *intymne* przeżycie... Opanowuje mnie wręcz histeria i to poczucie... bezsilności, beznadziejności. Łzy strumieniami spływają po policzkach, a serce rozdziera się na dwoje. Drżę z lęku. Chciałabym zachować takie emocje tylko dla siebie, ale to ... niemożliwe. Poczuwam się do obowiązku opisania ich i poszukania odrobiny zrozumienia. Wiem, że to dobrze... że nie jestem obojętna, że chciałam wiedzieć więcej i więcej. Dlatego właśnie sięgnęłam po *The Wall*. W tym momencie jestem w rozterce. Dostałam przerażającą, wprost porażającą wizję rzeczywistości opisywaną wspaniałą, charyzmatyczną Muzyką Pink Floyd. Co mi to dało? Prawdę, wzruszenie jakiego nigdy wcześniej nie uświadczyłam, ból... Co odebrało? Obojętność na pewno i tą nieuświadomioną... niewinność. Bo film jest wbrew wszystkiemu wulgarny i wyuzdany. Tu nie chodzi o sceny seksu czy kilka przekleństw. Tu chodzi o tę niewypowiedzianą brutalność świata, o nasz strach. I o to jak próbujemy odgrodzić się od tego, co kiedyś ceniliśmy. O budowaniu murów, ścian, izolacji. Jeśli nie oglądaliście *The Wall* nie zrozumiecie o czym piszę. Ja sama dokładnie nie poukładałam sobie tego w głowie. To tak głęboki obraz, że nie podlega uniwersalnym interpretacjom. Ogromna i głośna manifestacja antywojenna, sprzeciw przemocy i wojnom. Ale to tylko jedna strona medalu, to barwne tło dla wydarzeń jakie powoduje chłód i obojętność w nas samych... Tym jest tytułowa ściana. Tym, niczym innym. Nie ma prostszej drogi. W skrócie - historia opowiada o Pinku - młodym mężczyźnie, który siedzi w swoim pokoju hotelowym, rzecz ma miejsce w Los Angeles. Patrzy niewidzącym wzrokiem, gdzieś... przed siebie. Jego spojrzenie jest już samo w sobie wstrząsające. Lśniące jak talfa lustra, pełne... gniewu? Sama nie wiem. Pink nie miał w życiu za wesoło. Ojca stracił jako dziecko. Miał despotycznego nauczyciela. Jego żona zostawiła go dla innego. Ostatecznie został gwiazdą muzyki, ale nic mu to nie dało... A matka? Jak każda z wymienionych wyżej osób pomagała mu budować ściane, gruby mur dzielący go od rzeczywistości. Pogłębiająca się depresja, wieczna walka z przeszłością i świadomość, że nic więcej się nie wydarzy... Ten straszliwy nastrój panuje przez dłuższy czas. Rozumiemy chaotyczne obrazy jako wspomnienia Pinka. Ostatecznie obserwujemy jego *koniec*. Potępienie. Przegraną walkę. Kapitulację z pola bitwy. Zjedzony przez robaki, przemienia się. Nie dosłownie. Przed oczami widzę odrażającą scenę w łazience. Widzę TEGO człowieka. Widzę go i od razu chcę uciec, daleko! Byle dalej!!! Tylko czy się uda? Czy uda się wybiec za mur? Na to ostatnie pytanie każdy powinien sobie samodzielnie odpowiedzieć. Nie wiem czy jest jakikolwiek sens sugerowania odpowiedzi. *The Wall* się skończyło, teraz *Welcome to the Machine* z *Wish You Were Here*. Ja nic nie mówię. Nic a nic. Nic nie chcę wiedzieć. Nic a nic. Nawet myśleć mi się odechciewa. Prawdę powiedziawszy... odczuwam niesmak, jakąś nieopanowaną obsesję, chciałabym obejrzeć ten film jeszcze raz i jeszcze... Muszę się jednak powstrzymać. Owszem - pragnę całym sercem zobaczyć po raz kolejny *In the Flesh* w wykonaniu Pinka i dostać spazmów z płaczu na *Comfortably Numb*. Jednak... to nie na tym rzecz polega. Przeżyć to wszystko... od początku... Jeszcze i jeszcze. I jeszcz raz! Jestem szalona... Bardzo i bardziej. Patrz Tam daleko, ktoś się skrada w cieniu ściany Patrz, jest już blisko Blisko czego? Patrz, ten szaleniec bez nóg, rąk i oczu Czołga się, wyręczany i oślepiony Patrz, robaku, patrz Mój drogi, zaczyna się przedstawienie To dopiero wstęp do zabawy Otwórz oczy i ich nie zamykaj, nie waż się A teraz coś ci powiem Tak naprawdę Dotknij cegły obok A jest tak samo zimna jak Ty Zamkniesz drzwi, wyważymy je Zatrzaśniesz okna, powybijamy szyby Sięgniesz po żyletkę, wytrącimy ci ją z drżących dłoni Patrz, robaku, patrz Daleko, na tego, który próbuje Zobacz co z nim zrobili - Oni wszyscy Rezygnuje zapłakany Zupełnie jak ja Gdy ich stracisz, robaku Przełącz na kanał trzynasty I rozruszajmy w końcu Tę nudnawą imprezę! Niezależnie od tego... czy zdecydujesz się walczyć... czy się poddasz... a może po prostu uważasz, że problem cię nie dotyczy... Nie ważne co zrobisz. Są inni. Popatrz na nich, robaku. Popatrz i zapłacz, bo ich cierpienie jest tylko jedną z wielu cegieł w murze. Pozdrawiam serdecznie - Kwiat Ps. Czy jest coś co mogę jeszcze powiedzieć? Nie bądźcie obojętni. Chociaż to wygodne.