05.03.2005 :: 21:39
Ha, ha, ha... Poprzednia notka to był żart (nie bierzcie jej poważnie do siebie, choć autentyczne jest to, że uwielbiam tę grę). Poza tym właśnie się dziś przez nią wzruszyłam (!), a dlaczego? No cóż po prostu się skończyła I było (jest) mi żal. Pozdrowienia dla wszystkich, którzy odwiedzają ten blogas - dzięki za komenty i wpisy do księgi. To tak na marginesie...A co się działo przez ten tydzień?? Po pierwsze nie pisałam - sorki, ale Prince...za bardzo mnie wciągnął w wir zawartych w nim wydarzeń. W szkole natomiast nie stało się nic wartego uwagi. No może oprócz wymarzonej czwóry z matmy...Tak - zdecydowanie upragnionej! Elvis znowu zachorowała (po cholerę ja to pisze?! W końcu to mój blog, a NIE jej...). Dobra, dobra... z dobroci serca i nudów. Muszę przyznać, że ten dzień zapowiadał się głupio, ale w zasadzie taki nie był. Rano poszłam na spacer z Maxem, a ponieważ zimno stało się nad wyraz dotkliwe przełamałam tylko na moment barierę niedotlenienia i wróciłam do domciu. Tu czekała mnie spora dawka muzy i oczywiście komputer (moje słońce, moje maleństwo i moje oczko w głowie). Czy ktoś myśli podobnie o jakiejś maszynie, he?! Czuje się odtrącona przez wyroki losu - w moim życiu nic się nie dzieje. Nic a nic! To mnie powoli zaczyna przerażać - w końcu to nie zaczęło się wczoraj. To bardzo smutne i płakać mi się chcę wziąwszy pod uwagę (dodatkowo), iż skończyłam dziś największą przygodę mojego życia (od paru miesięcy, bo wcześniej było ich też kilka )...Oczywiście mowa o tej zajefajnej gierce. Poza tym pomijając sprawy przykre dla oczu i serca - nie polecam nikomu Blade: Mroczna Trójca. Kto na tym g..... był, ten zapewne przyzna mi rację, że nie warto wydać na to 16 zł (w Wawie szesnastu!!!). Jezu...ja chcę znowu lata...życia pełną piersią!!! A teraz? Cóż na to zaradzić...czeka mnie pochrzaniona wegetacja... Kwiatek