08.03.2005 :: 19:18
Kochani. Wiecie, że dzisiejszy dzień powinien przygnębiać?? Tylko, że nie mnie (pomijając, że już wieczór)... To był dzień wyzwolenia - nie, nie dla tego, iż dziś jest dzień kobiet... Wreszcie wygrabiłam Wiszowi (co prawda listownie nie w oczy), że wszystko się wali. Trzeba mieć dystans do przyjaźni, prawda? Trzeba wiedzieć kiedy coś jest w porządku, a kiedy zaczyna męczyć. Można nawet napisać, że przez moment padł na mnie blady cień, gdy po przeczytaniu cztero stronicowej wiadomości (bynajmniej ja lubię się rozpisywać) Wiszka zamknęła się w szkolnej łazience i przeryczała kwadrans. Nie użyłam dosadnych słów. Starałam się pisać o swoich uczuciach i wiecie co? - zrobiło mi się o wiele lepiej. Bałam się przez moment, że to głupi pomysł, ale...na odwrót było za późno. Modliłam się w duchu: Niech ona zrozumie...Niech ona zrozumie... i zrozumiała... To spadło na mnie jak grom z jasnego nieba. Ten pełen smutku list na polaku. Wiadomość przetransportowana na moją ławkę (którą bynajmniej dziele nie z kim innym jak z Gołotą) w żółtym piórniku firmy NICI. Całej jej treści nie przytoczę. To w końcu sprawa bardziej prywatna niż to co się zapisuje w ogólno dostępnych pamiętnikach. Tylko o tym wspominam. Ale wszystko ułożyło się dobrze. Ona wiedziała o co mi chodzi. A ja zdałam sobie sprawę, że ta pisemna rozmowa była najbardziej dorosła ze wszystkich jakie przeprowadziłam w życiu... Byłam z siebie dumna. Dopadła mnie satysfakcja tak silna, że omało co nie stoczyłam się pod blat ławki i z błogim wyrazem twarzy nie osiadłam na podłodze. Nie było jednak na to czasu, gdyż fraszki Kochanowskiego to temat wysoce zajmujący. Starałam się o niczym nie myśleć, ale przerastało mnie to zadanie. Zagubiona, a jednocześnie szczęśliwa bardziej niż kiedykolwiek (od paru miesięcy) odnalazłam nowy sens w życiu: walka o swoje, walka o przyjaźń. Nie da się ukryć, że to ważny aspekt (wiedziałam o tym zawsze), ale dzisiaj uwśiadomiłam sobie JAK ważny! Nikt chyba nie pojmię tego o czym piszę jeśli wcześniej nie przeżył takiego olśnienia jak ja w tej chwili. Wreszcie żyje! Oddycham! Mogę nareszcie być spokojna o jutro ( no...tak nie do końca bo jest kartkówka z matematyki...). Wiszka okazała się kimś wartościowym. A ja wiem, że (nie chwaląc się) potrafię dobierać przyjaciół. Potrafię. Kwiatek