05.11.2005 :: 22:05
Witam po przerwie spowodowanej - ni mniej ni więcej - czynnikami typowo zewnętrznymi... Niestety - zasilacz - rzecz nie skoro da współpracy. Zwłaszcza w minionym tygodniu. Otóż komp był zwalony lecz już działa. A ten fakt mnie ogromnie cieszy. Mam nadzieje, że i was !!! Ciekawym zrządzeniem losu włączyłam dziś kompa i zalogowałam się na talka... Patrzę - a tu tylko 14 komentarzy! Skandal! Nawet się zastanawiałam nad tym komu by tę nocie dedykować... Jasmine?? Za to, że zawsze świetnie się z nią gada?? Całej mojej klasie?? Bo są... I komu jeszcze??... Ale po tem pomyślałam: *Zaraz, zaraz... ale to już było!*. I uświadomiłam sobie jedną, prostą rzecz: Notkę dedykuje Hrabiemu Wal Go Deską!!! Mam nadzieje, że ktoś z was wie kim on w ogóle jest... U mnie?? Co u mnie?? Nic ciekawego?? Otóż nie!!! Tydzień temu byłam w kinie na Corpse Bride, a jutro idę raz jeszcze. Decyzja ma - bardzo spontaniczna - odbiła się echem od posad mego domostwa. Musiałam długo przekonywać swoją rodzicielkę by pozwoliła mi jutro iść na nocny seans. Ale jakoś się udało! W szkole - jak to w szkole. Złapałam parę naprawdę dobrych ocen, ale staram się unikać otwartych starć z nauczycielami. Lepiej z nimi nie zadzierać bez głębszego powodu..... :/ W poniedziałek za to czeka mnie dzionek trudny i pełen... wyrzeczeń. Zobowiązałam się bowiem zagrać nieżywą osóbkę. Dogma wytrzasnęła skądś farby do twarzy i moje kofffane, inteligentne kumpele pomalowały mnie na niebiesko. Założyły welon i odstawiły na podobieństwo Gnijącej... Szczyt obciachu, ale miałyśmy niezłą polewę Nawet tata Dominiki strzelił nam fotkę, więc będzie co wspominać Miałyśmy bowiem zainscenizować wywiad na anglika. I tak też robimy. Program ma nosić nazwę *Goście z Zaświatów*, a próby wyszły przezabawne, chociaż obawiam się, że coś schrzanimy... Elvis pomalowaliśmy na biało i wyglądała nieco jak Bonejangles z Gnijącej Może być całkiem ciekawie Może kiedyś uda mi się zamieścić tu fotki Zostałam ochrzczona Gnijącą Ewą!!! Pomijając te wstrząsająco-żałosne fakty, czuję się całkiem nieźle. Jesienna chandra jakoś mnie nie dopadła, chociaż odczułam boleśnie stratę komputercia mego kofffanego - Kfffiata. Teraz jednak znów jesteśmy razem i już nic nas nie rozłączy! Chyba, że się przewrócę o jakiś kabel (co w moim przypadku jest całkiem prawdopodobne) i go wyrwę. Tak. Niestety nadal parę rzeczy może nas *rozłączyć*..... Siedzę sama w swym pokoju. Patrzę ponad monitorem i widzę ścianę. Te ekscytujące chwile samotności utwierdzają mnie w głębokim przekonaniu - mam szczęście. Mam szczęście, że nie głoduje, że nie mam jakiś psychopatycznych rodziców i mam dach nad głową. Patrę przez prawe ramię i spostrzegam moje kofffane łóżko, na którym sypiam. No ba. Bardzo ciekawe rzeczy się potrafią przyśnić takim alieno-kwiatkom jak ja! Miałam kiedyś bardzo intrygującą wizje. To nie jest żaden wymysł... *Byłam w szkole razem ze swoją dawną kumpelą, Justyną. Gdy lekcje się skończyły było już późno, po 17. Justyna popatrzyła na mnie i powiedziała: Szybciej dostaniemy się do domu przez kopalnie Morii! Zgodziłam się z nią. Wejście do kopalni mieściło się w dużej, pionowej ścianie. Była gładko oszlifowana, a drzwi okazały się być czerwone i dwuskrzydłowe... Weszłyśmy do środka. Chłodny, ale jasno oświetlony lampami elektrycznymi korytarz wiódł głęboko pod ziemię... Stałyśmy tak i myślałyśmy. Wtedy zobaczyłam, że ktoś wspina się pod górę. To pirat - powiedziałam. I okazało się, że mam rację (dopisek dodatkowy: ja mam zawsze racje). Pomogłyśmy mu wdrapać się na górę. Justyna krzyknęła: Spójrz, przejście się zamknęło! I miała niestety rację. Zaraz za piratem pod górę wbiegło stadko mężczyzn w japońskich kimonach. Wszyscy skryliśmy się w cieniu... Ja, Justyna, mała armia wojowników ninja i pirat. Po chwili usłyszeliśmy tupot parunastu ciężkich nóg. Serce zabiło mi mocniej, gdy zza winkla wyskoczyło dziesięciu uzbrojonych i zakutych w czarne zbroje rycerzy... Pierwszy krzyknął: Brygada Antyterrorystyczna!... Iiii...* Tak zakończył się mój sen. Konkretnie to brutalnie zniweczył jego dalszy ciąg mój telefon komórkowy (także ochrzczony Kfffiatem. Wygrywając jakąś tandetną, polifoniczną melodyjkę... żyć nie umierać... Pozdrawia was Kwiat!