10.03.2006 :: 20:13
Zanim krokiem pełnym zadumy udam się na dół do kuchni by uruchomić wdzięczne urządzenie zwane mikrofalówką, zanim wrzucę doń paczkę kukurydzy gotowej do prażenia... napiszę nową note. Obiecałam, że gdy tylko dostanę się wreszcie do tego głupiego edytora - zrobię to bez wątpienia. I tak się też dzieje. Nie będzie to notka uboga. Jak napisałam w ostatnim komencie pod poprzednią - miałam dziś dzień pełen przemyśleń. Zasadniczo - nie wiele się zmieniło. Znów jestem sama. Doszłam do konstruktywnego wniosku, że świat zmierza ku nieuniknionej zagładzie. I wszystko jest ładne, ba nawet piękne! Ale za nim o tym... Coś ze spraw bardziej przyziemnych dam na wstępie. Jest to już pewnie z sześćdziesiąta notatka na tym blogu, co wpędza mnie w nie lada dumę, zachwyt itd. itp. ... Po prostu - cieszę się, że po tylu miesiącach nadal prowadzę swojego kochanego bloga i nie zamierzam z tego rezygnować To moja miłość i nie zostawię tej stronki, hehehe... W budynku powszechnie zwanym szkołą nie zdarzyło się nic godnego uwagi. Mamy piątek, więc koniec tygodnia nastąpił. Uff. Nie powiem, że mnie to nie cieszy... dwa dni wolnego to perspektywa nader intrygująca! Nieprawdaż? Siedząc tak sama, alone - nawet... dochodzę do pewnego ciekawego wniosku. Za oknem ciemno, dziwnie trochę. Porozpalałam wszystkie światła chociaż tak bardzo mrok lubię... Jakieś dreszcze przebiegają mi po plecach. Cholera wie co tu jest grane?!... Brr. Po powrocie do domciu musiałam zostać i pilnować mojej siostry. Zero grania na kompie, zero Internetu - to mnie do reszty dobiło! Ale teraz nareszcie loooz. Popocieszałam trochę Magdę S. - nie załamuj się, nie warto Piękne jest nasze życie mimo jego wszystkich wad, naprawdę! Co prawda moje dzisiejsze myśli za wesołe nie były, ale w gruncie rzeczy nie będę ukrywała skrajności moich uczuć. Raz jest dobrze, raz jest źle i nic a nic tego nie zmieni, prawda???... Ooo. I po tym interesującym (mam nadzieje) wstępię, przejdę wreszcie do istoty mojego dzisiejszego wykładu. Otóż uznałam, zadecydowałam... nazwijcie to jak chcecie, że życie artysty jest na tyle trudne, na tyle ciężkie i pełne wyrzeczeń, że wybierający je człowiek musi... przygotować się na to odpowiednio. Co powiedział mi Hrabia? Jedną, dosyć prostą rzecz: *Nie można się poddać. Często tacy ludzie doczekują tragicznego końca. Ale... czego się nie robi dla dobrej zabawy??...*. To ostatnie wypowiedziane było z iście szelmowskim uśmiechem na twarzy. I czy uwierzyłam? Tak. I zaczęłam nad tym intensywnie rozmyślać. Pomogły mi w tym dwa zastępstwa w szkole, dwa wf-y. Miałam okazję by spokojnie usiąść na parapecie, wrzucić słuchawki na uszy i włączyć mp3. Dość łagodne dźwięki *Dearest* postawiły mnie na nogi... i wtedy: *NO JASNE!!!*. Olśnienie! Ogarnął mnie błogi stan. Byłam świadoma, że właśnie w tym momencie osiągnęłam *kolejny stopień wtajemniczenia* - jakkolwiek głupio by to nie zabrzmiało. Niech ci wszyscy marni niedowiarkowie odejdą! Precz! Właśnie odkrywam kolejne *ja*! Ludzkość - społeczność, jeśli mierzyć niżej - ma pewne określone cele. Każdy z nas wie, że ma do spełnienia obowiązki, wobec siebie czy innych. Ma też właściwie prawa. Ale co z tego? Dostaję do ręki nóż, zaszlachtuje wszystkich - ale fajna sprawa. A później?... Mam pistolet. Numer kalibru jest nie ważny. Zastrzelę własnego psa. I co mi z tego przyjdzie??... Czy stanę się szczęśliwsza, oczyści mnie to? Pieprzenie. Nie o to w życiu chodzi. Owszem. Zaprzeczam własnym słowom, ale w końcu od tego jestem *filozoficzką*, jak mnie nazwała towarzyszka Shakira. Ja tu nie jestem od tego by zmieniać WASZE poglądy. Ja po prostu staram się wyjaśnić to i owo. By było jasne jak daleko już *odjechałam* w tym co robię. A co robię? W gruncie rzeczy nic! NIC, NIC, NIC! Zabawne. Wczorajszego wieczora wróciłam do swojego pokoju. Korzystając z okazji, że byłam sama - przechadzałam się po całej górze. Tak w te i wewte. I nagle - nirvana. Kurcze, nirvana Nie dosyć, że prowadziłam ze sobą całkiem interesujący monolog, jeszcze zaczęłam się głupkowato śmiać, bowiem to co mówiłam było tak trafne, iż... zdziwiło mnie. Zaskoczyło może. Ja tu nie zamierzam kogokolwiek przekonywać, ale sami pomyślcie. Jeśli jesteście rozsądni... mając do wyboru drogę zastanowień, znajdowania odpowiedzi na własne pytania... po drugiej stronie codzienność, szarą rzeczywistość, która wolna jest od czegoś...głębszego! CO WYBIERACIE??... Ja prędzej wybiorę trzecią opcję - śmierć. Nie, nie, nie... nie zrozumcie mnie źle! Nie jestem głupia, nigdy nie popełnie samobójstwa. Uważam, że życie jest wspaniałe, piękne... i, że to co nas otacza zasługuje na mój zachwyt. Ale ludzie potrafią niszczyć. Nie zauważacie tego? Wszystko co robimy ma w sobie jakąś krztynę samokrytyzmu? Chyba jednak odpowiedź musi być przecząca. Za cholerę nie potrafię tego pojąć. Chociaż rozumiem dużo. Może zabrzmi to za bardzo pysznie, ale - rozumiem, więcej niż sporo osób, które znam. Pozostanę sobą. Nikt mnie nie zmieni. Odpowiada mi to w jaki sposób pojmuje świat!!! I to właśnie chciałam napisać. Tak. Wyrzuciłam z siebie wszystko co dziś poddałam pod rozważania i uznałam - z niemałym wzruszeniem - że był to przełom. Kto wie? Może teraz powróci moja wena?? Mimo, że nie istnieje coś takiego i ja o tym doskonale wiem Ale pomarzyć można! Hehehe... Humor mam całkiem dobry - żeby nie było! Więc - pozdrawiam wszystkich odwiedzających (i nie tylko!), liczę na mnóstwo komentów (jak zwykle) KWIAT Ps. A na koniec, żeby nie było za pusto - dodam chociaż jedną foteczkę... tym razem gość, który ma klasę. Sess specjalnie dla was :* (i żebym ja mogła nacieszyć oczy chociaż troszeczkę )...