12.03.2006 :: 20:32
Ja? Naprawdę ja to napisałam? Nikt inny, tylko ja musiałam pokusić się o tak perfidne stwierdzenie? Nie poznaje swoich własnych myśli, dziwne uczucie. Zapanował tu straszliwy nieład, sama nie wiem od czego zacząć, co wpierw zrobić. Kończy się kolejny tydzień, w sumie - nie specjalnie wiem czemu chciałam utrzymać moje pisanie w tym dosyć dziwacznym stylu. Dzisiaj mamy niedzielę, dzień nie wyróżniał się niczym szczególnym. A jednak zadecydowałam o kilku ważnych sprawach, zmieniłam to i owo, ułożyłam na półce moją kolekcję mang... od razu zrobiło mi się raźniej. Po prostu uświadomiłam sobie, że w gruncie rzeczy to w jakim tempie wykonuje swoje obowiązki - nie liczy się. Ważne, że w ogóle wzięłam się za poukładanie całej tej pogmatwanej sytuacji w moim życiu. Za to należą mi się brawa. No? Co tak cicho? Och! Już musiałam tego ENTER-a przycisnąć! Nie mogłam wytrzymać. A więc mamy kolejny *akapit*. Miejsce na zawarcie w nim rozważań, miejmy nadzieje - dosyć interesujących. Ponieważ zauważyłam ostatnio u niektórych moich znajomych tendencję do nadużywania pewnych przypadkowych wyrazów, uznałam, że warto by się zastanowić nad sensem tego przedsięwzięcia. Wszakże takie *odjechania* zdarzają się i mi. Tak jak wtedy, gdy używałam jeszcze tych zacnych słów: *Ga*, *Gu*, czasami *Ge*. Cóż to były (aaaach) za czasy! Nawet by mi za tamtych dni przez głowę nie przeszło, że zawita do mnie owa wspomniana tu i ówdzie mroczność. A tak, tak. Jakiś impuls, coś mnie natchnęło. Może to seans *Vampire Hunter D*, a może jakaś zwyczajna chęć oderwania się od rzeczywistości, ale tym razem pogasiłam wszystkie światła. Ja naprawdę lubię ciemność, jestem czymś w rodzaju nocnego stworzenia, które tylko czeka na chwilę, gdy na niebie pojawia się srebrny księżyc, wyją wilki... błeee, błeee... co ja piszę?! Toż to scenariusz wyjęty z podrzędnego filmu fanstasy, żadna ze mnie dziewczyna Van Helsinga! Nie myśleć sobie niczego takiego... ja tu zwyczajnie staram się nieco wyciszyć przed jutrzejszym porankiem, który w całości spędzę w pewnej doskonale wszystkim znanej instytucji państwowej. Lubię, lubię układać zawikłane zdania. Lubię zdania długie, na pozór pozbawione sensu, a jednocześnie wręcz nim iskrzące. O nie! Miało nie być nawet kawałka źródła światła w tej notce. A więc nie będzie. Cofam poprzednie. Teraz znowu powracamy do mrocznej świadomości. Nad głową przefrunęły mi dwa wdzięczne nietoperki, życie jest piękne. Ku czemu właściwie zmierzam? Ha, ha. Dobre pytanie! Jakkolwiek bym się nie starała - zawsze plotę coś co najmniej dziwnego. Czemu? To tajemnica. Jakaś nieodgadniona tajemnica, odkrycie jej jest raczej bezcelowe, ba - prócz tego raczej niemożliwe, więc na wstępie apeluje by dać sobie z tym spokój. Lepiej usiąść wygodnie, włączyć telewizor i obejrzeć choćby... *Na Wspólnej*. Ale może... wśród was... znajdą się chętni by przemyśleć to co napisałam. Może to nie jest tak, że całkiem już pochłonęła nas nasza *normalność*. Wszelkie typy, wszelcy geniusze (o tak ładniej brzmi), którzy zdecydowali się na takową odskocznię w *paranormalność* (przytoczoną tu ze względów naukowych i nie tylko) skończyli albo źle, albo po prostu skończyli. Nie ma żadnej drugiej strony? Przypomina mi się zabawny cytat ze *Shreka* (to tylko momencik... nie zapomniałam, że ma być wpełni mrocznie) - nasz zielony ogr i jego Osioł stoją na drewnianym moście przed zamkiem gdzie więziona jest Fiona... O:*Shrek! Ja w dół patrzę! Nie!!! Boże, no nie mogę! Wypuść mnie stąd! Proszę!!!*,S:*Ale jesteśmy już w połowie...*,O: *Tak! Ale ja już znam tamtą połowę!*. Hmm, hmm. Fiu, fiu. Nie ma ani jednej emotikonki w tym co napisałam. Gdyby znalazła się jakaś - mroczna... czarna... jakaś wywołująca dreszcze... chętnie bym z takowej skorzystała. A tak muszę zadowolić się stanem rzeczy - czyli jej brakiem. Zajęłam się ostatnimi czasy twórczością swoją i ludzi mi bliskich. Co tu dużo mówić - wszystko takie ciemne. Jakieś twarze pozbawione wyrazu, a gdy już nawet... wykrzywione w potwornym bólu bądź zamyślone. I tak na wieki, wieków... Nie dopowiem bo nie ma sensu. Jestem ateistką. Aaach... co obiecałam? Rysunek? Too sexy Miroku A proszę bardzo. Niezbyt cnotliwy mnich Miroku, tyle, że nie mangowy i jak najbardziej mojego autorstwa. Charakterystyczny zarost mojej długoletniej - już jestem w stanie tak rzec, mija trzeci rok - miłości czyli Księcia z *Prince of Persia*. Rysunek ze specjalną dedykacją dla Magdy S. ... I hope you like it. I, aby podkreślić swój indywidualizm, w końcowych zdaniach tej notki... zrzucam mroczną zasłonę. Łaa! Ile światła! Pozdrawiam serdecznie - Kwiat Ps. Na fotce - Naraku. Może ktoś skojarzy kim ów *człowiek* jest, był lub będzie (nie obeszło się bez jakiegoś zwrotu, który ZNOWU pozbawił moją wypowiedź około 50% sensu...)!