06.04.2006 :: 18:57
Co napisać? Zmieniamy tradycję to przy okazji możemy zmienić siebie. Lekko nużący czwartek. Czwartek wywołujący kolejne odruchy. Jakie *odruchy*...? - zapytacie. Cóż, odpowiem. Prosto, zwięźle i na temat. Koniec już z tymi: *maniakalno-depresyjnymi*. Było minęło. Tym razem - tak się śmiesznie się składa, iż mam odruchy *kwietniowo-wiosenne*. Złapałam lekki katar, ogółem cieszę się życiem. Jest piękniejsze niż kiedykolwiek. Ha. Zastanowiło mnie jedynie to, że nie mam ostatnimi czasy żadnego...ukierunkowania. Każda kolejna notka tylko krąży wokół interesujących mnie tematów, a ja sama gubię się w gąszczu własnych myśli. Zabrzmiało to jak tekst piosenki, pewnie w rzeczywistości takiowego zdania użyto. Cudnie. Za to moje odczucia dotyczące otaczającej mnie struktury, no Polski po prostu, zmieniają się z sekundy na sekundy. Są to zmiany mało istotne, niewielkie może, ale z perspektywy...hmmm... tygodnia, stają się kwestią problemową. A to czemu? Widocznie tak już musi być, że w pewnym okresie swojego życia rozpoczęłam regularne rozmyślanie nad wszystkim i nad wszystkim. Ale chwila! To miało trwać jedynie kilka dni, może miesiąc... A nie około czterech lat!!! Stwierdzam fakt, że wiele się spraw ulega konkretnym poprawkom. Co mnie cieszy i bulwersuje zarazem. Każde wprowadzenie czegoś nowego kończy się prędzej czy później nagłą zmianą zainteresowań co mnie irytuje. Co z tego, że wgłębi duszy kocham filmy, kiedy nagle zostaje rażona i zakażona symptomem *mango-manniaczki*? Zastanawiające. A ja cierpię, kurcze - cierpię. W głośnikach *Gravity Eyelids*, za oknem widok wciąż ten sam. Ciarki przechodzą po plecach, gdy spoglądam na korkową tablicę nad biurkiem. Wygląda na to, że nie mam wyjścia i muszę się przyznać do powrotu mojej starej (???) miłości. Ale o tym kiedy indziej. Czy przypuszczacie, że oszalałam? Nie? Więc się mylicie. Po stokroć nawet. I nagła zmiana tematu. Piszę ciąglę o tym co jest tematem moich rozmów z samą sobą (tak, tak - zdarza mi się gadać do siebie nader często). Myślę, że czas na spore zmiany. Tradycja poszła się kochać, ja mam wręcz dość. Ja tu umieram. Po tym przyjemnym przerywniku zapraszam do mojego nowo otwartego baru, w oczekiwaniu na lato serwujemy koktajle owocowe. Kto ma ochotę? Mnóstwo dodatkowów i oczywiście - przystępna cena. Pomóżcie tylko wymyślić nazwę dla tego wspaniałego przybytku mojego toku myśleniowego. Znowu jakieś wstrętne zdanie ułożyłam, ale staram się pisać to co akurat w danym momencie przyjdzie mi do głowy... Mylne mogą być wasze uwagi dotyczące tej notki. Ona tak naprawdę ma sens, bo właśnie go wymyśliłam... teraz, dosłownie przed minutką - w trakcie wyszukiwania reklamy swojego baru. Sens jest pojedynczym, arcyciekawym słowem: *Karaiby*. Niech dojdą do tego zwroty: *piękna plaża*, *przezroczysta woda*, *dookoła palmy*, *Jack Sparrow* (no teraz się rozmarzyłam, wiem ^_^)... Aaaaa, postanowiłam ukrócić dziś moje sny. Pozdrawiam serdecznie wszystkich Was - tych, którzy zostawiacie komentarze, którzy jesteście serdeczni wobec mojej odmienności, którzy tolerują moje niekiedy dziwne odpowiedzi na zadawane pytania, którzy mają gdzieś to, że zadawając się ze mną narażają samych siebie... Dziękuję Wam!!! Ps. Myśli me - gdy pisałam powyższą notkę - krążyły wokół tego osobnika, więc proszę się nie dziwić, że tekst jest nieco nieskładny ^^. Za to szczery. Pps. Skreślenie Willa Turnera... hmmm... i dobrze mu tak! XD Ppps. ~ Captain Jack Sparrow ~ rządzi!!!