25.04.2006 :: 18:46
A tak, tak. Ciężko to przyznać, ale wbrew obiegowej opinii, wbrew tradycji mojej... ta notka jednak ku czemuś będzie służyła. Nie będę też szczędziła bogatego ilustrowania jej, co zarazem powinno wam się niechybnie w oczęta rzucić. Mam jedną prośbę, a także poniekąd wyjaśnienie... Wiedzcie, że przedstawienie mojej osoby jest rzeczą trudną - ba... w pewnym sensie rzeczą niewykonalną, jeśli wziąć pod uwagę wszystkie aspekty mojego zachowania, charakteru, wyglądu. Najprościej wmówić coś tym, którzy doskonale mnie poznali - będą oni bowiem wiedzieli, że to co napisałam i pokazałam to prawda, prawda i tylko prawda. Gorzej z resztą blogowiczów, którzy zapoznają się z treścią poniższej notki. *Poniższej* napisałam specjalnie bo w sumie nie przeszłam nawet do wstępu *opisu* mojej osoby. Trudno mi jest napisać o sobie więcej niż przewiduje ustawa. Może dlatego, że zwykle idę na łatwiznę, a może coś mi mówi, że to kiepski pomysł... Czy tak czy siak - obiecałam i obietnicy dotrzymam. Zna mnie tu kilka osób - Lipa, Madzia... Pewnie by się i więcej znalazło, gdyby dobrze poszukać. A wiem - żadnej skomplikowanej treści. Pogrążyłoby mnie to do reszty wziąwszy pod uwagę mój brak weny, chwilowy zastój wszelkiego natchnienia. Geniusz ulotnił się ze mnie niczym powietrze z przekłutego balonika. Porównanie wyszło niezwykle marne, więc przestaje w tej chwilii. Panie, panowie - przejdźmy do właściwego wstępu: Wszystko co napiszę w tej notce - wiem, albo z własnego doświadczenia i poznania własnego ja... albo od innych, którzy bardzo często zdobywają się na ten *gest* oceny mojej osoby. Wynika to pewnie z tego, że nie mają za wiele do roboty - wiosna za oknem, ptaszki śpiewają, a jelenie chyżo przemierzają leśne ścieżki... a oni nic tylko rozprawiają o moich dziwactwach. Tak - na zbyt wiele sobie pozwalam. Może i świat nie kręci się wokoło mojej osoby, ale czasem mam wrażenie, że złośliwość przedmiotów martwych zdoła doprowadzić mnie do jawnego szaleństwa. Postaram się spisaś tu wszystko co sama wiem o sobie. Krótki życiorys, krótka ocena, a potem już tylko głębokie *uffff...*, że wreszcie mam to z głowy... Warto wspomnieć, że wcale nie śpieszyło mi się na ten świat. Być może już przed narodzinami zdałam sobie sprawę, że w sumie w ciepłym brzuchu lepiej niż na ziemskim padole. Chąc nie chcą jednak (i drąc się w niebogłosy) - zostałam siłą zmuszona do opuszczenia swojego bezpiecznego schronienia. Przed pisaniem tych słów i krótkim streszczeniem ważniejszych wydarzeń z mojego życia - przeprowadziłam tu i ówdzie mały wywiad by lepiej się przygotować. Moja mama twierdziła i twierdzi do dziś, że przejawiałam pewne odchylenia od normy już od wczesnych lat. Mówiąc to miała na myśli przede wszystkim to jak się zachowywałam. Byłam poważna, a jednocześnie szalona i otwarta - te dwie cechy szły ze sobą w parze tak nierównomiernie, że moi rodzice często ponoć przyglądali mi się ze zdumieniem. Mając na karku trzy lata wyjechałam po raz pierwszy w góry. Było to dla mnie ogromne przeżycie - pokochałam to miejsce tak bardzo, że nigdy nie odmówiłabym powrotu tam. Jednak, gdy zapalona do pomysłu jazdy na nartach wywaliłam się kila razy i stłukłam niemiłosiernie - sprawa ta natychmiast pozostała dla mnie *odległą przeszłością*. Martwiono się, że już na zawsze zrażę się do narciarstwa. Ale niesłusznie. Już podczas kolejnych ferii - miałam niespełna cztery lata - nauczyłam się jeździć. Mało tego - wzięłam udział w Slalomie Gigancie gdzie zajęłam pierwsze miejsce. Dyplom wręczała mi Jagna Marczułajtis, a duma ogarniała mnie z każdą chwilą większa, gdyż w konkursie nie było żadnych kategorii wiekowych. Zejdźmy na ziemię... po tych krótkich przechwałkach, napiszę kilka krótkich zdań o tym co przytrafiło mi się w latach 5-8. To będzie naprawdę streszczenie... Kilkakrotnie wyjeżdżałam z rodzicami w góry i ku mazurskim jeziorom. Morza nie wiedzieć czemu - nie lubiłam i nadal nie lubię. Do przedszkola poszłam posiadłwszy już trudną sztukę czytania. Jednak od początku objawiły się moje problemy z matematyką . Późniejsze wydarzenia gaszą uśmiech na mojej twarzy, gdyż 1998, 99 i 2000 rok... to nie były dla mnie lata szczęśliwe. Na pewno nie stracone, ale pełnię życia odzyskałam długo, długo po tym. Wierzcie, albo nie, ale czasem takie rzeczy potrafię zmienić wiele, wiele, wiele... Ech. Nawet teraz ciężko mi o tym napisać. Szkoła podstawowa upłynęła mi pod znakiem przyjaźni i w wesołej atmosferze. Dopiero klasa szósta przyniosła niekorzystne dla mnie wiadomości. Długo byłam załamana, choć starałam się to jakoś ukryć. Nie przeczę, że teraz nie znaczy to dla mnie nic - zbyt wielu rzeczy się dowiedziałam by rozpaczać. Była by to ujma dla mojego honoru... O ile takowy jeszcze mam?... Teraz natomiast za mną kolejny rok nauki. Pełen niepowodzeń jak i sukcesów - jestem jednak zadowolona, że udało mi się przez to wszystko przebrnąć. Oczywiście - nie chcę nikomu robić wymówek... przyczyny znane są wszem i wobec w moim środowisku. Przez ostatnie lata odkryłam w sobie duszę artyski. Wiem już na 100%, że wszystko co ścisłe muszę trzymać na dystans, a zajmować się tym co jest dobrą pożywką dla mojej wybujałej wyobraźni. Nie przemawia przeze mnie pycha, zadufanie w sobie czy też zwykła pewność siebie... ja po prostu czuję grunt pod stopami i trzymam głowę wysoko mimo wszystkich trudności. To chyba dobrze, prawda? Rysuję, piszę - zarówno wiersze jak i mnóstwo opowiadań. Całe zeszyty potrafię zamazać swoimi bazgrołami... a zdarzało się, że i wyznaniami miłości do perskiego Księcia. Przyszły inne czasy i trzeba się zmieniać. Ja z bardzo otwartej, wesołej dziewczynki przeistoczyłam się w dość nieśmiałą, ale jednak mocną stojącą na ziemii dziewczynę/kobietę. Mam świadomość tego kim jestem i jaka jestem co stawia mnie w dość pomyślnej dla mnie sytuacji i świetle... Czuję się dobrze - będąc teraz taka jaką widocznie miałam być. Wiem, że moi znajomi i przyjaciele przyzwyczaili się już do tego wizerunku, a ja zapewniam ich teraz wobec was wszystkich - nie zmienię się. Nie zmienię się bo odkryłam jak dobrze jest mi będąc po prostu... Ewą. Potworną trudność sprawiło mi wyrzucenie tego wszystkiego, ale wiem, że to musiało kiedyś nastąpić. Niezależnie od tego ile bym odwlekała chwilę, gdy zapragnę coś takiego napisać... w końcu po prostu moje palce bez mojej woli zaczęłyby stukać w klawiaturę. Jest w tym coś zabawnego, żeby nie powiedzieć... wprost komicznego. Ha. Uśmiecham się sama do siebie, a to już dobry sygnał. Myślę, że odwaliłam kawał sensownej i przemyślanej roboty - moje życie podane jakby na tacy. Ale to jeszcze nie koniec atrakcji. Skoro już się rozpisałam... Wiedzcie, że moim mentorem, tatą i przyjacielem jest nie kto inny jak Hrabia. Dla obcych rzecz jasna - Hrabia Valgo Deską. Ten przezabawny pseudonim wymyślił sobie sam. Czasem używa też określeń takich jak - Neander Talczyk albo James z Kamerą. Znów trudno mi opanować śmiech. Radość dla własnych wspomnień to piękna, wspaniała sprawa... Co jeszcze dotyczy mnie? Od *nie-pamiętam-już-kiedy* moim ulubionym aktorem jest Johnny Depp. Zaś ukochanego reżysera - dziwaka Tima Burtona i genialnego kompozytora - Danny*ego Elfmana, zaliczam wraz z nim do *świętej trójcy*. Uwielbiam muzykę. Jest czymś ważnym, ba, może nawet najważniejszym w moim nędznym żywocie. Brzmienie gitar, wokal - wszystko, dosłownie wszystko... Szczególnie umiłowany gatunek to art rock. Nie pogardzę jednak klasykę czy jazzem. Ostatnio rozmiłowałam się wielce w muzyce operowej, a stało się to za sprawą pięknego *Upiora w Operze*. Film powalił mnie na kolana przede wszystkim wspaniałym dziełem Webbera i grą Gerry*ego Butlera. Gorąco polecam . Z normalnych zespołów zatracam się w dźwiękach: Porcupine Tree, Godsmack i King Crismon. Moją wielką miłością, hehehe, jest Książę Persji - bohater gier z trylogii *Prince of Persia*. Znowu nie mogę powstrzymać się od uśmiechu... pisać to, to jak gdyby gwarzyć sobie spokojnie ze starymi znajomymi i opowiadać im to i owo o sobie... Dziwne, ale bardzo intrygujące. Wracając do samego Prince*a - nie mogę obejść się bez jego niezwykłych przygód i cudownie błękitnych oczu... I znowu wszystkie karty na stole. Nie pozostało już nic co mogłoby choć odrobinę owiać moją osobę aurą tajemnicy. Cóż - przynajmniej ja tak uważam. Może to zbyt egoistyczne - zadecydujcie sami... Myślę jednak, że się bardzo rozgadałam i temat został omówiony - pobieżnie bo pobieżnie, ale przecież czy tak czy siak... w każdej notce dowiadujecie się o mnie czegoś nowego, więc siłą rzeczy moja interwencja to tylko dodatek umilający lekturę tego bloga. Cieszcie oczy, zastanawiajce się razem ze mną jaki to wszystkie cholerstwo ma sens i bądźie pozdrowienia dobrzy ludzie z talka, FW, Rembridge City i nie tylko... Wasz - Kwiat, Kaileena, Kailuś, Kaileena_Farah, (Słupnik, z pokołonem dla Dogmy) No, a na koniec obiecana *galeria* dziwactw i nie tylko związanych bezpośrednio ze mną, albo z moimi upodobaniami... Patrzta i podziwiajta. Tam-ta-ra-dam (a co mnie obchodzi jak to się piszę, hę?!) ... TO JA! To mniejsze stworzenie jest moją siostrą za to to na pozór wyglądające W MIARE normalnie coś - TO JA! A poniżej moje miłości w kolejności przypadkowej: *Najsamwpierw* Upiór z filmu *Phantom of the Opera*.............. Po prostu Książę Persji. Nie ma co komentować bo wiadomo wszem i wobec co o nim myślę . Uroczy, ujmujący, zabawny i w ogóle wspaniały Jack XD ... Kocham i wampiry i D z *Vampire Hunter D*! Przy okazji manifestuje po raz setny swoje uczucie do mangi i anime... Ps. Nie bijcie za to, że rozpisałam się dziś okropnie... poczułam taką potrzebę. Doniesienia z ostatniej chwili: Ewa ma ochotę obejrzeć po raz siódmy *Upiora w Operze*... albo zagrać w *Prince of Persia: The Two Thrones*... co wybierze? Jak obstawiacie? Hehehe... Pps. To pierwsza notka od jakiegoś czasu, w której użyłam emotikonów. Cóż - trzeba jakoś dać upust emocjom...