Link :: 03.03.2007 :: 22:54
Pewnego razu Kaileena spotkała Anioła.
Anioł ten niczym się nie wyróżniał od normalnych, zwyczajnych ludzi, których widujemy na ulicach, w tramwajach, w szkołach… Miał bardzo brązowe oczy, przywodzące na myśl kubek gorącej czekolady, która rozgrzewa umysł i ciało. Na plecach, choćby nie wiem jak długo szukano – nie odnaleziono by białych, pokrytych piórami skrzydeł, a nad głową ów Anioł nie miał żadnej, nawet najmniejszej aureoli! Skandal – powiecie – Skandal! Co to za Anioł w ogóle?! Kaileena jednak doskonale wiedziała, że Aniołem jest i nie zwątpiła w to, aż do tej pory.
Uśmiechnęła się do niego raz, później drugi, potem on uśmiechnął się do niej i było jasne, że ten dzień, Kaileena zapamięta na długo.
Wróciła do domu myśląc tylko o jednym – by On znów się jej objawił. Kaileena nie wierzyła w Anioły, które przechadzały się w pobliżu. Kaileena ich po prostu nie dostrzegała tak jak czasem nie dostrzega się znaków, które mówią nam o przyszłych wydarzeniach. Dlatego właśnie przeżyła szok, gdy niespodziewanie jeden z nich spadł na nią jak grom z jasnego nieba by tak samo szybko zniknąć, aż na trzy dni.
Były to trzy, najdłuższe i najdziwniejsze dni w życiu Kaileeny. Miały barwę pomarańczy, brzmiały jak słodko-gorzka, progresywna muzyka i przyprawiały na zmianę – o mdłości, zawroty głowy i błogi, niczym niezmącony nastrój. Jak tak wiele stanów mogło się połączyć? Kaileena nie wiedziała, ale powoli, bardzo powoli zdawała sobie sprawę jak poważna choroba ją dotknęła i, że jest ona uleczalna tylko jednym sposobem, którego Kaileena nie chciała nigdy doświadczyć. Chwilami Anioł wydawał jej się tylko snem i złudzeniem, wtedy spoglądała na zdjęcia i utwierdzała się w przekonaniu, że istniał i istnieje nadal, chociażby w jej sercu.
Nadszedł pierwszy dzień tygodnia i Kaileena miała okazję zobaczyć go ponownie. Opadły emocje i przez jedną, krótką chwilę zwątpiła, że cokolwiek z tego będzie. Anioł okazał się być szalony, pełen energii, uroczy i zabawny. Aureolę dla kontrastu zastąpiły rogi, bowiem to był Anioł wielce nietypowy. Wcześniej, odurzona Kaileena nie spostrzegła niczego poza brązowymi oczami, teraz widziała też palce u jego dłoni, na domiar złego szczupłe nadgarstki i ciemne brwi. Przyjrzała się jeszcze lepiej, zauważyła szare cienie pod dolnymi powiekami, usta wygięte w zwyczajowym uśmiechu Anioła i jego nieomalże czarne włosy. Coś się nie zgadzało, ale Kaileena nie zwracała na to uwagi. Uznała, że tak miało być. I tak było.
Minął tydzień, drugi. Anioł i Kaileena nie widywali się przez cały ten czas. On napisał do niej kilka niezobowiązujących wiadomości, ona starała się zignorować chęć wyrzucenia z siebie całej złości i uczuć, jakie do niego żywiła. W końcu – co było nieuniknione – straciła nadzieję i chęć do walki. Wkrótce ujrzała go znowu i wszystko wróciło. Nogi się pod nią ugięły, zdrowy rozsądek wylądował gdzieś poza ciałem i Kaileena nie zdawała sobie już sprawy z niczego poza tym, że nie zamierza się poddawać. Oczywiście, momenty zwątpienia pojawiały się dosyć często, ale nigdy na tyle intensywnie by zmusić ją do usunięcia się z pola bitwy. Postanowiła zdobyć Anioła za wszelką cenę, a kiedy zobaczyła go po raz kolejny wyglądał nieco inaczej – pewniej i dojrzalej. Nim się obejrzała padła w jego objęcia, widać tak było jej pisane. A był tam i ołtarz i kościół i wyzwali od heretyków i pogrozili palcem z zawziętą miną… Anioł i Kaileena skwitowali wszystko niewinnymi uśmiechami, aż wreszcie Ona, nagle, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co robi, pocałowała Go a Anioł odpowiedział. Ciężko opisać to jak smakuje pocałunek Anioła.
Trochę jak jabłkowa Orbit, trochę jak jasny, musujący szampan. Anioł całował z uśmiechem i radością, Kaileena dała mu się porwać. To była wesoła kraina, gdzieś między sufitem a podłogą, w pobliżu trzech sąsiadujących ze sobą szafek, łóżka i kaloryfera. Pożegnali się późno, bez entuzjazmu. Kaileena miała wyrzuty sumienia, kiedy wreszcie zdała sobie sprawę, że ujarzmiła nieosiągalnego Anioła i choć to była tylko godzina – zdawało się, że trwa całe wieki i jest słodsza od mlecznej czekolady.
Kaileena widywała Anioła przez następny tydzień, widywała go nie raz i nie dwa. Postanowiła z nim porozmawiać i mówiła mu wiele trudnych słów, starała się by nie brzmiało to zbyt poważnie, zbyt serio jak na tamten czas. Anioł zgodził się z nią, wyjaśnił jak z nim jest i Kaileena uznała, że jeden jest tylko słuszny wybór – dać mu czas. Jednak niepokoiła się, co raz bardziej, wolała wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi, zwłaszcza wtedy, gdy brał ją za rękę i żartował. W końcu dostała swój widelec.
Widelec nie był niczym szczególnym. Mały, biały i plastikowy, bez żadnych znaków szczególnych. Na początku nie symbolizował niczego, później znaczył więcej niż tysiąc gestów i tysiąc słów, mimo iż Kaileena wiedziała, że to bardzo niemądre powierzać swoje serce widelcowi. Siedziała w swoim pokoju, jak zwykle, pod kaloryferem i słuchała Pink Floyd obracając widelec w dłoniach. Myślała nad wieloma rzeczami, głównie o Aniele i jego pytaniach. Później nastąpił przełom. Kaileena spojrzała na widelec, a widelec spojrzał na Kaileenę, tak tylko jak potrafią patrzeć wybrane widelce. Był przerażający i fascynujący, fala uczuć zwaliła się na nią i poraziła swoją mocą. O nie, nie… Nie mogła zachować widelca. W jej mniemaniu stał się zbyt potężny i zbyt serio. Postanowiła go oddać poprzedniemu właścicielowi.
Kaileena udała się, więc w długą i nużącą podróż przez grząskie błota i ponury las, mijając dwa słupy wysokiego napięcia i podejrzane tory, po których sunęły długie, podobne żmijom pociągi. Sparaliżowało ją tuż przed domem Anioła i przez ułamek sekundy była pewna, że tu zostanie – tu umrze i narodzi się ponownie. Jej wyobraźnia przekonała ją, że nie zrobi ani jednego kroku więcej. Jednak zrobiła.
Kiedy przestąpiła próg jego pokoju, uderzyło ją jak bardzo Anioł przypomina Syda Barretta. Właściwie to skojarzenie wydało się Kaileenie zupełnie absurdalne, bo jak Anioł może przypominać chorego psychicznie gitarzystę-narkomana?! Jego brązowe oczy były jednak tak samo błędne, wbite gdzieś w przestrzeń przed nim. Włosy abstrakcyjnie rozczochrane, a twarz nienaturalnie blada. Kaileena sięgnęła po widelec, ale rozmyśliła się natychmiast. Wystarczyło, że pomyślała o tym ile dla niej znaczy… i odpędziła natrętną myśl by się go pozbyć. Po prostu nie mogła. Anioł uśmiechnął się łagodnie. *Na łyżkę jeszcze nie zasłużyłeś* - powiedziała mu Kaileena.
A wychodząc wymówiła słowa, których miała nigdy nie użyć w stosunku do kogokolwiek oprócz śp. Barretta… *Lśnij Szalony Diamencie* - szepnęła Kaileena i odeszła marząc o kolejnym spotkaniu Anioła.
To na razie koniec opowieści o Kaileenie, jej Aniele i widelcu. Pewnie ta trójka ma jakąś wspólną przyszłość, ale poznamy ją dopiero wkrótce. Do tej pory… trzeba wierzyć.

Kaileena


Komentuj(20)


Link :: 22.03.2007 :: 19:00
Mała Kaileena (czyt. Ja, we własnej osobie) powróciła z łowów!
Możecie spokojnie porzucić wszelkie obawy - zaraz opowiem to, co opowiedzieć trzeba. Streszczę Wam - że tandetnie, to przepraszam, ale lepiej nie potrafię - tragiczne, marcowe wydarzenia... a raczej konkluzję, która mną zawładnęła.
Właściwie to powinnam napisać w skrócie - coś we mnie umarło, coś uciekło, a jeszcze, co innego doprowadziło do pewnych dramatycznych wniosków, których istnienia pominąć już nie potrafię...
Ot. I tu w sumie mogłaby się skończyć czytana przez Was notka, ale jak zwykle potrzebuję... więcej przestrzeni. Starannie ubiorę całą treść w jakieś moje beznadziejne środki stylistyczne (marny wachlarz, niestety) i powoli, powoli... dowiecie się wszystkiego, moi mili. Dowiecie się ni mniej ni więcej - o mnie i moim szalonym żywocie, który nabiera ostatnio oszałamiającego tempa. Ale, ale... Zacznijmy od początku, ok?

Wyobraźcie sobie, że udało mi się (niefortunnie, o ja biedna!) coś utracić. Coś bardzo cennego. Zginęło, odeszło, tam gdzie nie mam już szans odnaleźć żadnego szczęścia. Muszę przyznać, że brakuje mi tego czegoś jak wody... jak powietrza... A co to takiego? Odpowiem Wam, bo chyba sobie to wreszcie uświadomiłam. Chodzi o...niezależność. A najprościej: wolność.
Dobrze wiecie, że miłość to bardzo pozytywne zjawisko, jakkolwiek by go nie interpretować. Jednak (!) ma swoje wady. Niestety - dużo wad. Tym bardziej, jeśli Anioł jest najprawdziwszym Diabłem. Wtedy pojawiają się problemy, których ni cholery, moi mili, nie unikniecie... I tu mnie właśnie boli. Nigdzie indziej tylko tu właśnie! Sprawa jest trudniejsza niż przypuszczałam. Okazuje się, że w zderzeniu z rzeczywistością - same uczucia nie wystarczą. Kierowanie się nimi nie prowadzi do niczego innego jak do katastrofy. Smutne, prawda?
Nie będę wypisywać konkretnych przykładów. Wiedzcie jednak, że przekonałam się niedawno na własnej skórze jak bardzo uzależnienie od Niego i pewnych... zjawisk (?) mi ciąży. *Eee tam - powiecie - toż to słodkie męki...*. *Słodkie, słodkie - odpowiem - ale na dłuższą metę stają się mniej przyjemne.*.
W tym szaleństwie jest metoda. Zastanawiałam się nad nią długo i wreszcie mogę przedstawić sobie całą sytuację jasno i klarownie. Otóż - Anioł Aniołem na pewno nie jest. Owszem, dla mnie najlepszy, najcudowniejszy, naj, naj... zawsze naj i ach i och, ale przecież nie mogę się wiecznie oszukiwać, racja? Jego perfekcyjny antyideał polega chyba na nieustannym denerwowaniu skromnej osoby Waszej umiłowanej autorki. Nie chodzi tu o poczucie humoru rodem z Monty Pythona, wyjątkowo abstrakcyjne pojęcie otaczającego go świata i brak jakichkolwiek zasad... Bo widzicie, Anioł jest już oficjalnie mój i nie chcę by było inaczej. Pytanie tylko - jak tego dokonać? Jak zachować przy sobie tak niezrównoważonego osobnika, nie ograniczać jego wolności, a jednocześnie czuć się potrzebną i kochaną? Mam dosyć wiecznego proszenia go o to by się *określił*, by *wykazał się inicjatywą*... Dosyć po miesiącu, a co będzie się działo za dwa, trzy?... Przeraża mnie sama perspektywa! Tragizm, subtelny i może nie dla każdego dostrzegalny, naszej (mojej, mojej...) sytuacji polega chyba na idealizowaniu, na straszliwie niesprawiedliwej ocenie rzeczywistości... Na Johna. To sprowadza na mnie cierpienie, jakiego nie spodziewałam się nigdy doświadczyć...
Postanowiłam, że na jakiś czas sobie odpuszczę. Anioł nie może przez cały dzień/noc nawiedzać umysłu nieszczęsnej Kaileeny! Przecież tego nie wytrzymałby nawet normalny człowiek, a co dopiero Ona! Boję się tylko, że nie wytrwam długo... że wystarczy jeden jego telefon/sms, a ja już polecę jak na skrzydłach i nici z moich płomiennych decyzji... To niezdecydowanie jest najgorszym, co dostałam od losu. Jednak fakt zawsze będzie faktem. To on jest w tym związku podłym wampirem emocjonalnym (kłaniam Ci się za to określenie, Hycel), jest - jakby na to nie spojrzeć - On i nikt więcej! Sprawia, że chociaż ból jest ogromny - słowo wystarczy by go uśmierzyć. Beznadziejna sprawa, sami przyznajcie...

Dlatego właśnie, kochani, mała Kaileena zamierza... NIE poddawać się! Zamierza walczyć dopóki dopóty starczy jej sił! Oświadczam Wam uroczyście, że nie zrezygnuje. Nie mogę tego zrobić. Udowodniłabym tylko samej sobie, jaka słaba jestem. Choć raz - będę uczciwa z samą sobą... Bo jak do tej pory jestem.
Pewna swojego widelca, pewna tego ile dla mnie znaczy... Może powinnam oddać się w ręce dobrego psychiatry? Przydałoby mi się... Nie musiałabym się więcej męczyć... Spokój, cisza. Tego mi potrzeba? Prawdopodobnie tak, ale czy byłabym szczęśliwa? O nie!.
Powinnam być dobrej myśli. Wierzyć, że ta nieprzyjemna kwestia rozwiąże się sama. Wierzyć, uparcie i bez przerwy, że dobrze wybrałam swojego Anioła. I tylko ta myśl podtrzymuje mnie przy zdrowych zmysłach.

*…kimkolwiek jesteś, cokolwiek robisz, jeśli naprawdę z całych sił czegoś pragniesz, znaczy to, że pragnienie owo zrodziło się w Duszy Wszechświata. I spełnienie tego pragnienia, to twoja misja na Ziemi.*

Kaileena


Komentuj(19)








Grafikę i HTML wykonała: Kaileena_Farah Wszystkie prawa zastrzeżone!!!




Szerzej znana, jako KaileenaFarah.
Moje gg: 7418011


2024
marzec
luty
styczeń
2023
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2022
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2021
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2020
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2019
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2018
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2017
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2016
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2015
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2014
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2013
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2012
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2011
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2010
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2009
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2008
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2007
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2006
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2005
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń



Teledyski

"Californication" (RHCP)
"Dani California" (RHCP)
"By the Way" (RHCP/Live!)
"I Could Have Lie" (RHCP/Live!)
"Out in LA/1985!" (RHCP/Live!)
"Brandy" (RHCP)
Concert! (RHCP/Live!)
"Otherside" (RHCP/Live!)
"Desecretion Smile" (RHCP)
"Suck my Kiss" (RHCP)
"If you have to ask" (RHCP/Live!)
"By The Way" (RHCP)
"Can't Stop"(RHCP)
"Otherside"(RHCP)
"The Zephyr Song"(RHCP)
Clip reklamowy (super/RHCP)
"Snow" (RHCP/Live!)


Moje zainteresowania...

MOJE FORUM
Filmweb
Oficjalna str. Red Hot Chili Peppers
Adrian Belew
Porcupine Tree
Prince of Persia
Elfwood


Moje rysunki...

Książę Persji (paint)
Portret Shaheena
Jack Sparrow
Dziewczyna z Perłą
Portret Johna Frusciante
Syd Barrett
Gilmour, Mason, Wright (niedokończone)
David Gilmour
Dragon
Plant&Page
Bono
K. i K.
Kamil (...)

Gdzie szukać...

GOOGLE
ONET
wp-wirtualna polska
INTERIA

Co czytam...

Padalec :)
Blog Aneci :)
Lipek :)
Aniołek :)
Madzia S.
Kliknij
Agama :)
Cukiernik :)
Carlotta :)
Cyrk?...
Encore
Edzia!
Ktosiulka
Nimrodelka ;)
Ailene
Muminki!
Ola
Monika
Pentagram
Gabrysia
Malomi!


Red Hot Chili Peppers



Anthony Kiedis- wokalista.



John Frusciante - gitarzysta (mój mistrz)



Chad Smith - perkusista.



Flea - basista.

Blogers.pl


*Stadium Arcadium*

Bells around St. Petersburg
When I saw you
I hope I get what you deserve
And this is where I find
Smoke surrounds your perfect face
And I*m falling
Pushing a broom out into space
And this is where I find a way


The stadium arcadium
A mirror to the moon
I*m forming I*m warming
State of the art
Until the clouds come crashing!


Stranger things have happened
Both before and after noon
I*m forming I*m warming
Pushing myself
And no I don*t mind asking!
Now


Alone inside my forest room
And it*s storming
I never thought I*d be in bloom
But this is where I start
Derelict days and the stereo plays
For the all night crowd
That it cannot phase
And I*m calling


The stadium arcadium
A mirror to the moon
I*m forming I*m warming
State of the art
Until the clouds come crashing!


Stranger things have happened
Both before and after noon
I*m forming I*m warming
Pushing myself
And no I don*t mind asking!
Now


Tedious weeds that the media breeds
But the animal gets what the animal
Needs
And I*m sorry


And this is where I find
Rays of dust that wrap around
Your citizen
Kind enough to disavow
And this is where I stand


The stadium arcadium
A mirror to the moon
I*m forming I*m warming
State of the art
Until the clouds come crashing!


Stranger things have happened
Both before and after noon
I*m forming I*m warming
Pushing myself
And no I don*t mind asking!
Now

The stadium arcadium
A mirror to the moon
I*m forming I*m warming
State of the art
Until the clouds come crashing!


Stranger things have happened
Both before and after noon
I*m forming I*m warming...to you



*Dani California*

Gettin' born in the state of Mississippi
Papa was a copper
and mama was a hippie
In Alabama she would swing a hammer
Price you gotta pay
when you pick the panorama
She never knew that there was
anything more than poor...
What in the world?
What does your confidant take me for?


Black bandana, sweet Louisiana
Robbin' on a bank in the state of Indiana
She's a runner, rebel and a stunner
Hunt em everywhere
sayin baby whatcha gonna
Lookin' down the barrel
of a hot metal 45
Just another way to survive...


(Chorus) -
California, rest in peace
Simultaneous release
California, show your teeth
She's my priestess, I'm your priest,
yeah, yeah!


She's a lover baby and a fighter
Should of seen her coming
when it got a little brighter
With a name like Dani California
Day was gonna come
when I was gonna mourn ya
A little lotus,
she was stealin' another breath
I love my baby to death


[Chorus]

Who knew the other side of you?
Who knew that all this time to prove?
Too true to say goodbye to you
Too true too say say say...


First to fade her gifted animator
One for the now
and eleven for the later
Never made it up to Minnesota
North Dakota man was
a gunnin' for the quota


Down in the badlands
she was savin' the best for last
It only hurts when I laugh...
Gone too fast..


[Chorus 2x]