Link :: 04.07.2006 :: 03:10
Po raz któryś z kolei uznałam, że użalanie się nad sobą - rzecz towarzysząca codzień mojej egzystencji - jest fair wobec społeczeństwa i nie mam zamiaru z tym kończyć. Tym samym, zamierzam radykalnie zmienić sposób patrzenia na świat. Zrzucę wreszcie te szkła koloru pomarańczy, momentalnie potwierdzę swoją teze: Tak jest! To ja pesymistka.
Marnie. Marnie. Tylko to przychodzi mi do głowy, gdy myślę o minionych dniach. Przede wszystkim - dopadło mnie potworne zmęczenie. Czuję się zrujnowana zarówno fizycznie jak i psychicznie. Plecy obolałe od nadmiaru promieni UV, oczy przemęczone po bezsennych nocach, paznokcie poobgryzane z nerw i przydługa grzywka. Koszmar jak się patrzy. Nie mogę narzekać na aspekt kulinarny swojego żywota. Dzisiejszy grill w towarzystwie rodziny bliższej i dalszej (zza płotu) uświadomił mi pojęcie braterstwa. Wzruszyłam się do łez, gdy na moim talerzu wylądowała spalona prawie na węgiel kiełbaska. Powtarzałam Hrabiemu: *Nie umiesz przyrządzić tego mięsa, więc nie tykaj!!!*. Ale on jak zwykle swoje.
Za to musztarda z chrzanem była znakomita.
Odetchnęłam. Raz. Potem drugi. Potrzebuję jakiegoś silnego kopa energii, który postawi mnie na nogi. Zastanawia mnie czy to w ogóle możliwe w zaistniałej sytuacji, kiedy nadal odczuwam silne uzależnienie od swoich największych pasji. Aaaaaauuu... próbuje poprawić się na fotelu, skóra na plecach po prostu pali żywym ogniem! Czy ja umrę?!
Spoglądam przez okno i chodź nie widzę niczego, ciemno tam jak w... nie ważne w czym. Jest po prostu bardzo ciemno. Dochodzę powoli do wniosku, że świat jest plastikowy. Dzięki Anajulii wiem, że spotkam tu nie jednego Anioła. Dzięki Hyclowi zaznajamiam się z pojęciem zdrowej ironii. Moje czarne myśli odpływają - hen - daleko. Ale świat JEST plastikowy. I brudny. Nie zakurzony czy oblany grubą warstwą kwasu chlebowego... raczej skażony materializmem, egoizmem, chamstwem... czegokolwiek innego bym nie wymieniła - mam rację. Wiem, że mam rację. Przez długą linię pieprzonego Czasu przeciskają się setki takich geniuszy jak ja. Jeden na milion może wykorzystać swoje zdolności. Mi się uda. Jestem przekonana o swoim prawie do niezwykłości.
Obok stoi butelka coca-coli. Moja słabość już od dawien dawna. Nie wiem czy powstrzymam się przed sięgnięciem po nią. Prawda jest bolesna - myłam zęby i zniweczę ich nieskazitelną biel jeśli dam upust swojej żądzy. Ach! Jakże drapieżnie to zabrzmiało.

Nie mam siły by kontynuować. Słucham *Repeating*. Orgazm.

Tym razem protestuje moja głowa. Eksplozja i natłok niepożądanych myśli zwyczajnie mnie dobija. Nie chciałam by jakieś przyziemne istoty wkradły się do mojego serca i umysłu, ale najwyraźniej przejechałam się w swoich obliczeniach i to nie jednokrotnie... Tylko, że On naprawdę jest Aniołem. Wystarczy zerknąć w Jego oczy. Nie przypatrywać się, nie doszukiwać nie wiadomo czego... Tylko wierzyć, że kiedyś będzie wystarczyło pojedyncze spojrzenie by zaznać prawdziwego objawienia. Bzdury. To są bzdury, w które wierzę. Szczerze ci dziękuję, Abberline, choć może ci się to wydać głupie, dziecinne...
Moje szare komórki funkcjonują, więc postaram się pociągnąć swoją wene w jak najdalsze ostępy edytora. Straszliwe bóle ustąpiły, przed moimi zielonymi źrenicami przejaśniało. Czuję, że znów mogę oddychać, a nie tylko dziko charczeć na pół leżąco - oparta o klawiaturę, z bezwładnymi kończynami zlokalizowanymi w różnych niezidentyfikowanych miejscach. No bomba.

Ciiii. Replay. *Repeating*. Orgazm wtórny.

Czarne opakowanie chipsów (ostre chili - a jakże!) jeszcze stara się mnie skusić, ale nie! Powstrzymam się. Próbowałam napisać kolejną piosenkę, ale natchnienie na tę formę twórczości prysło niczym bańka mydlana. Pozostała tylko robiące mi wodę z mózgu *Repeating* Johna...
I co ja mam biedna począć?

Martwią mnie statystyki, o których dowiedziałam się od Dogmy T. Martwi mnie przyszłość - szeroko i głęboko pojęta. Martwi mnie moja wyjątkowo poważna miłość do Johna Frusciante. Martwią mnie mecze pół finału mistrzostw świata w piłce nożnej. Martwi mnie moja bezkrytyczność. Martwią mnie zielone groszki na spódnicy sąsiadki. Martwi mnie smog nad Warszawą. Martwi mnie zbyt kusząca ilość oszczędności w mojej tajnej skrytce. Martwią mnie zmasakrowane paznokcie. Martwi mnie komar, który właśnie ukąsił mnie w kolano. Martwią mnie złośliwi faceci koszący trawę o 5 rano. Martwi mnie mój brak pomysłów na przygotowanie sobie porządnego posiłku.
I w końcu jestem w stanie przyznać - martwię się wszystkim po trochu.

Kocham świat i życie. I Johna Frusciante.

Pozdrawiam - Kwiat



Ps. Najprawdziszy Anioł.

Komentuj(88)


Link :: 12.07.2006 :: 17:13
Ubrana dziś inaczej niż zazwyczaj, zasiadam przed monitorem swojego komputera w nadziei, że coś natchnie mnie do dalszej egzystecnji. Mam marne pojęcie na temat tego co właściwie tu robię. Okno jest otwarte na oścież, żar wlewa się do mojego pokoju. Zaraz umrę. A jak nie umrę to pójdę z całą pewnością pod prysznic. Rytuałem stało się pięć kąpieli w ciągu dnia. Nie mogę wytrzymać w takim upale! To co się dzieje to istna katastrofa! Chwila... czy ja się użalam? Do czego to doszło! I wszystko przez pogodę, kto by pomyślał?
Technicznie rzecz biorąc - winić nie mogę nikogo. Tych na górze nawet już nie pytam co chcą nam zrobić. Pewnie myślą, że nas załatwią jak podkręcą te swoje pieprzone, kosmiczne kaloryfery na maksimum. Oj, wypraszam sobie, proszę państwa! Ja przetrwam - nie ma co do tego wątpliwości.
Weekend minął mi w towarzystwie nader dziwnym. Leather face, przeróżne Efekty Motyla. Pobiłam rekord i przez dziesięć dni piłam tylko wodę. Zdałam sobie sprawę, że odżywianie się jest rzeczą ważną, dopiero po czterech dniach, kiedy zdychałam z pragnienia na podłodzę. Oczywiście przy *Going Inside*. Jakieś srebrne światełka mi się przed oczyma przesuwają. To nie wróży dobrze. Jak tak dalej pójdzie - zgasną i co wtedy? Zostanę sama...
Panowie na górze widocznie nie respektują moich ostrzeżeń. Z głośników sączy się *The First Season*, a ja mam ochotę odpłynąć. Zresztą jak zawsze, bo przecież odprężenie uderza człowieka bardziej niż zmęczenie... i potem jak ta kupka prochu strzelniczego, dryfujemy sobie w dal. Miłe, ale na dłuższą mete naprawdę przygnębia. Ostatnio do mojej głowy nie docierają żadne, względnie ciekawe informacje. Stąd też zastój wszelkiej pracy twórczej. Dziś jednak zrobię wyjątek... *Wind up Space* ... Zrobię wyjątek i rach-ciach... powstanie coś z niczego. Dzieło stworzone pod wpływem muzyki, radości mojego życia.
Nigdy. Powtarzam - NIGDY. Nie rozumiałam, a teraz jak najbardziej rozumiem. Drzewo za oknem chyba się na mnie patrzy. Ma oczy, wielkie i piwne, skryte między liśćmi. Moje nienaruszone dotychczas ego potrzebuje wsparcia... zamykam się w szklanej tym razem klatce i oświadczam uroczyście, że pragnę pomocy. Skądkolwiek!
Mam gitarę. Gram na niej tylko w wyobraźni.
Zastanawiałam się dziś nad tym czy powinnam dogłębniej przeanalizować wnioski płynące z tego co wy, Ziemianie, nazywacie codziennością. Może i tak. Minęło już kilka dni od mojej wizyty u babci. Cały ten czas, który mogłam spędzić na rozmowie z bliskimi i zajadaniu się domowym ciastem, przesiedziałam na balkonie ze słuchawkami na uszach. Dochodzę nagle do prostej prawdy. Przypomniało mi się ile wydałam w ciągu trwania jednego, banalnego tygodnia. Przygryzłam wargę i spojrzałam w niebo by prosić o przebaczenie. Uniwersum, łaski.
Wtedy też uznałam, że Warszawa jest miastem pretekstów. Spoglądasz na pierwszą lepszą wystawę i już wiesz, że chcesz tę książkę/płytę/gazetę/sukienkę/buty. Cokolwiek... Nie da się obojętnie przejść koło tego czego pożądamy sercem i duszą, prawda?
Później moje rozmyślanie powędrowałe w sfery eteryczne i nie jestem pewna czy zdawanie relacji z tych wydarzeń ma jakikolwiek sens. Mogę wam rzec, że przyswoiłam sobie pewne stwierdzenie dotyczące Johna Frusciante. *No i co z tego, kurwa, że ćpa? To geniusz, jemu wolno.*. Znów popatrzyłam w błękitne sklepienie nade mną, bo inaczej się nie da. Czy to jest usprawiedliwienie? A może już tylko fascynacja, starająca się nieudolnie wyjaśnić błędy obiektu fantazji i inspiracji? Nigdy pewnie nie dowiem się jak jest... Wiem sama, że takie dociekanie nie ma najmniejszego sensu. Przynajmniej ja uchodzę za osobę, która się tym brzydzi. Po prostu nie wiem czy tak można podsumować narkotykowe ciągi artysty. Prawdziwego artysty. Ważne, że on sam sobie wybaczył lata słabości...
A później zaświtało mi w głowie. Wspomnienie jasno oświetlonej polanki za domem babci mojej kuzynki. Przede mną las, cisza i świeże powietrze. Doskonałe warunki do poddania się luźnej, niezobowiązującej medytacji. Problem w tym, że nie mogłam otworzyć oczu. Nie mogłam...
*Dasz radę. Policz do stu i uchyl powieki. Dalej sobie poradzisz* - usłyszałam głos Uniwersum.
Tak też zrobiłam i poskutkowało. Chwyciłam za telefon, gdzie przechowuje swoje pierwszorzędne notatki i zapisałam bardzo prymitywną, a jednak realną myśl: *Nie dokonam niczego, jeśli nie postawię sobie jasnego celu i nie powiem: Dam radę!*. Wiem... dziecinne. Ale taka jest prawda.

Miałam moment, kiedy chciałam się poddać. Rzucić wszystko w cholerę i powiedzieć sobie: *Dość!*. Ale nie zrobiłam tego z uwagi na... swoje zdrowie psychiczne. Wszelkie uzależnienia. I cele. Pragnę tylko spokoju i miejsca do pracy. Wspominałam o tym? Pewnie tak.
Czego jeszcze nie napisałam na tym blog? Przelałam w niego całe swoje zdolności pojmowania rzeczy dziwnych i normalnych. Wszelkie cienie i blizny. Komplet moich zalet i wad. Konkretne przemyślenia na tematy tak różne jak tylko można to sobie wyobrazić... Aż w końcu zostałam sama, zupełnie ogołocona ze swoich kosztowności. Bo to jest dla mnie cenne. To co tu zapisuje... Nie potrafię wam jasno oświadczyć ile jeszcze zamierzam prowadzić tą stronę. Być może kilka lat. Może ta notka jest ostatnią... To jak potoczy się los, jest dla mnie wielką, ogromną niewiadomą... I tak jest w każdej dziedzinie.
Pamiętam jeszcze swoje rozmowy z Alienem. Były wspaniałe - perfekcyjne i takie jakimi chciałam je spisać. Teraz już dawno zaprzestałam ich praktykowania, ale wciąż miło się czasem uśmiechnąć wypowiadając głośno ich treść. Cierpię sobie. W zaciszu własnego meritum, czyli w zaciszu meritum tego co najważniejsze. Doszłam do wniosku, że dłużej nie wytrzymam wszystkich łacińskich cytatów drążących mi dziurę w umyśle. Nie wytrzymam muzyki Johna bo robi mi wodę z mózgu, czy tego chcę czy nie. Teraz słucham *Murderers* i uświadamiam sobie proste, choć okrutne łzy, które spływają po moich policzkach. Jak zwykle kiedy coś mnie wzruszy, nie potrafię powstrzymać płaczu. To płynie prosto z głębi. Z jakiejś nieznanej nikomu równi pochyłej, która tylko czeka by ją odkryć. Chcę stąd odejść, niekoniecznie mogę. Co za ironia losu!

Lekki powiew wiatru przywołuje mnie do porządku. Powinno być ich więcej. Przynajmniej stałabym się bardziej trzeźwa - jak na obecną chwilę. *Representing* stawia mnie do pionu. Chwytam za długopis, pytanie czy zdołam coś narysować czy tylko przyłożę koniec do papieru i rozmyślę się natychmiast... Nie. Dziś dzień przemian. Uda się.
Właśnie. Jestem optymistką.

Pozdrawiam - Kwiat/Kaileena_Farah.



Ps. Czuję, że się zatracam. Choć wniosek to niezbyt odkrywczy... przeraża mnie. Okrutne wizje przyszłości są nie do zniesienia.
Pps. Na szczęście mam Muzykę i Hrabiego.

Komentuj(41)


Link :: 26.07.2006 :: 20:16
Już kiedyś to pisałam. Mam takie wrażenie, bo odpaleniu edytora i zmuszeniu palcy do wystukania choć jednego słowa na mojej wdzięcznej, niczym się nie wyróżniającej klawiaturze firmy *Logitech*. Mogłabym wam z dumą oznajmić, że pozostaje tym, kim od dawna już zamierzałam być i wychodzi mi to lepiej niż sądziłam. Patrząc przez okno widzę wyraźniejsze, bogatsze barwy a i ludzie jawią mi się mniej potwornymi istotami. Wszystko zaczyna być takie, jakie być powinno! Wspaniale!
Na pierwszy ogień powędrowało olśniewające *To Record Only Water for Ten Days*. Delikatne wibracje wpadające w ucho przy okazji słuchania *Going Inside* wywołują uśmiech... Jestem zadowolona. Zadowolona z tego, że znów mogę pisać, bawić i relacjonować... Mam ręce pełne roboty, ale znajduje chwilkę na zaktualizowanie bloga bo całkiem sporym czasie nieobecności. Teraz już wracam ze świeżą dawką energii. Dawno nie zamieściłam naprawdę długiej notki... Teraz - uwaga! - mam o czym opowiadać, więc spodziewajcie się stosownej formy i treści. Zobaczymy tylko jaki to da ostateczny efekt...

*Going Inside*

You don*t throw your life away
Going inside
You get to know who*s watching you
And who besides you resides

In your body
Where you*re slow
Where you go doesn*t matter
Cuz there will come a time
When time goes out the window

And you*ll learn to drive out of focus
I*m you
And if anything unfolds
It*s supposed to
Ooh

You don*t throw your time away sitting still
I*m in a chain of memories
It*s my will
And I had to consult some figures of the past
And I know someone after me
Will go right back

I*m not telling a view
I*ve got this night to unglue
I moved this fight away
By doing things there*s no reason to do
Ooh

(by JF)

Zgon po zgonie, śmiech na sali, krew na palcach, a po czasie... Spłata długu. Dziwne znaki na niebie, spodnie moro, blask pochodni, mój śpiew. Macie jakieś wątpliwości, co do mojego stanu? A może trzeba jaśniej? Niandra we mgle, zmarznięte szpony, brutalne uderzenie, wymuszone odgłosy... Szary kamień na drodze, ty w ogniu, mrok poduszki, zło w garstce popiołu... Jasne niebo, ławka w parku, ośmioramienne przeznaczenie, wysublimowane przekleństwo... Czarne biurko, zielona ostra skała, moje sny, blade policzki, złość ukryta w dłoniach... Słoik miodu, wata cukrowa, dwa kaktusy, czysta popielniczka... Cios w twarz, złote obrączki, pająk na ścianie, osad pod prysznicem, wieczorny spacer... Martwy gołąb, śluz przy drzwiach, męczący katar, kocyk na huśtawce, rozmowy o sensie życia, teksty Johna, białe myśli... Stara szafa, blask Neptuna, światło jarzeniówki, nieograniczone wrzaski, beznadziejny chaos... Miasto bez bramy, samochód na moście, kolorowy motyl, wstrząsająca wizja, przerwany lot, wiatr we włosach... Masakra w kurniku, srebrne wstążki, pieniądze w portfelu, fascynujące oko, siła równości, prawo wyboru... Wolność na trawniku, niekontrolowane włamanie, pojęcie umysłu, piękne szkło... Podcięcie żył, jęk w przestworzach, ciemniejący horyzont, wysoka ściana, zapadnięta sofa... Udawane emocje, cudowny głos, jaskrawa opowieść, sławne cechy, grzech z niczego, uczucie do własnego ja, kara bez winy, drewniana skrzynka... Trwanie w nieświadomości, błogość dzieciństwa, ja sama, pytanie za pytaniem, okropne dźwięki, wspaniałe dźwięki, zrozumienie czasu, najprostsze tłumaczenie... Granatowa apaszka, niewidomy mężczyzna, opowieść o opowieści, kartka z notesu, zerwana struna, oczy Johna, niekorzystna umowa, duszenie krawatem, zjawa w zamku, urok głupoty, ponadczasowe wartości, uzależnienie od ćpania, ginące marzenia, monitor komputera, brud na kolanach, mowa powietrza, samotny pianista, głos jeden na tysiąc, niedostępny bilet powrotny, wrak człowieka, błądzący w ciemności... Sposób na chandrę, dokuczanie dzieciom, rzadkie przysmaki, miarowy oddech, źdźbło na łące, pustynny pył, droga mleczna, ostra papryka, klimaty country, wesoły lis, wyrwany parapet, blizna na dłoni, zachodzące słońce, umysł bez dna, pojęcie doskonałości, woda w kałuży, gra na flecie, nieistotna jedność, bardzo zły wilk, kratka wentylacyjna, sklep ze słodyczami... Bałagan w garażu, napis na podłodze, powolne mruczenie, jasna sprawa, rytmiczne melodie, psychodeliczna układanka...

Powyższe to wrażenia po przesłuchaniu płyty *Niandra LaDes or Usually just a T-shirt* autorstwa Johna Frusciante. Było to jego pierwsze dzieło wydane w roku 1994, kiedy gitarzysta opuścił już dotychczasowy skład RHCP, z którym nagrał dwa krążki: *Mother*s Milk* oraz uznawane za najlepsze *Blood Sugar Sex Magik*. Polecam.

Pozdrawiam serdecznie wytrwałych, którym udało się przeczytać moje wywody - Kwiat/Kaileena_Farah



Ps. Oczywiście - nie obyło się bez zdjęcia: John, sesja z okresu *Blood Sugar...*. Wspaniałe fotki wtedy powstały...

Komentuj(53)








Grafikę i HTML wykonała: Kaileena_Farah Wszystkie prawa zastrzeżone!!!




Szerzej znana, jako KaileenaFarah.
Moje gg: 7418011


2024
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2023
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2022
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2021
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2020
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2019
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2018
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2017
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2016
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2015
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2014
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2013
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2012
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2011
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2010
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2009
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2008
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2007
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2006
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2005
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń



Teledyski

"Californication" (RHCP)
"Dani California" (RHCP)
"By the Way" (RHCP/Live!)
"I Could Have Lie" (RHCP/Live!)
"Out in LA/1985!" (RHCP/Live!)
"Brandy" (RHCP)
Concert! (RHCP/Live!)
"Otherside" (RHCP/Live!)
"Desecretion Smile" (RHCP)
"Suck my Kiss" (RHCP)
"If you have to ask" (RHCP/Live!)
"By The Way" (RHCP)
"Can't Stop"(RHCP)
"Otherside"(RHCP)
"The Zephyr Song"(RHCP)
Clip reklamowy (super/RHCP)
"Snow" (RHCP/Live!)


Moje zainteresowania...

MOJE FORUM
Filmweb
Oficjalna str. Red Hot Chili Peppers
Adrian Belew
Porcupine Tree
Prince of Persia
Elfwood


Moje rysunki...

Książę Persji (paint)
Portret Shaheena
Jack Sparrow
Dziewczyna z Perłą
Portret Johna Frusciante
Syd Barrett
Gilmour, Mason, Wright (niedokończone)
David Gilmour
Dragon
Plant&Page
Bono
K. i K.
Kamil (...)

Gdzie szukać...

GOOGLE
ONET
wp-wirtualna polska
INTERIA

Co czytam...

Padalec :)
Blog Aneci :)
Lipek :)
Aniołek :)
Madzia S.
Kliknij
Agama :)
Cukiernik :)
Carlotta :)
Cyrk?...
Encore
Edzia!
Ktosiulka
Nimrodelka ;)
Ailene
Muminki!
Ola
Monika
Pentagram
Gabrysia
Malomi!


Red Hot Chili Peppers



Anthony Kiedis- wokalista.



John Frusciante - gitarzysta (mój mistrz)



Chad Smith - perkusista.



Flea - basista.

Blogers.pl


*Stadium Arcadium*

Bells around St. Petersburg
When I saw you
I hope I get what you deserve
And this is where I find
Smoke surrounds your perfect face
And I*m falling
Pushing a broom out into space
And this is where I find a way


The stadium arcadium
A mirror to the moon
I*m forming I*m warming
State of the art
Until the clouds come crashing!


Stranger things have happened
Both before and after noon
I*m forming I*m warming
Pushing myself
And no I don*t mind asking!
Now


Alone inside my forest room
And it*s storming
I never thought I*d be in bloom
But this is where I start
Derelict days and the stereo plays
For the all night crowd
That it cannot phase
And I*m calling


The stadium arcadium
A mirror to the moon
I*m forming I*m warming
State of the art
Until the clouds come crashing!


Stranger things have happened
Both before and after noon
I*m forming I*m warming
Pushing myself
And no I don*t mind asking!
Now


Tedious weeds that the media breeds
But the animal gets what the animal
Needs
And I*m sorry


And this is where I find
Rays of dust that wrap around
Your citizen
Kind enough to disavow
And this is where I stand


The stadium arcadium
A mirror to the moon
I*m forming I*m warming
State of the art
Until the clouds come crashing!


Stranger things have happened
Both before and after noon
I*m forming I*m warming
Pushing myself
And no I don*t mind asking!
Now

The stadium arcadium
A mirror to the moon
I*m forming I*m warming
State of the art
Until the clouds come crashing!


Stranger things have happened
Both before and after noon
I*m forming I*m warming...to you



*Dani California*

Gettin' born in the state of Mississippi
Papa was a copper
and mama was a hippie
In Alabama she would swing a hammer
Price you gotta pay
when you pick the panorama
She never knew that there was
anything more than poor...
What in the world?
What does your confidant take me for?


Black bandana, sweet Louisiana
Robbin' on a bank in the state of Indiana
She's a runner, rebel and a stunner
Hunt em everywhere
sayin baby whatcha gonna
Lookin' down the barrel
of a hot metal 45
Just another way to survive...


(Chorus) -
California, rest in peace
Simultaneous release
California, show your teeth
She's my priestess, I'm your priest,
yeah, yeah!


She's a lover baby and a fighter
Should of seen her coming
when it got a little brighter
With a name like Dani California
Day was gonna come
when I was gonna mourn ya
A little lotus,
she was stealin' another breath
I love my baby to death


[Chorus]

Who knew the other side of you?
Who knew that all this time to prove?
Too true to say goodbye to you
Too true too say say say...


First to fade her gifted animator
One for the now
and eleven for the later
Never made it up to Minnesota
North Dakota man was
a gunnin' for the quota


Down in the badlands
she was savin' the best for last
It only hurts when I laugh...
Gone too fast..


[Chorus 2x]